-Naprawdę uważam, że wydoroślałaś, Charlie.
Słyszę jego ochrypły, niski głos i przechodzą mnie dreszcze. Zaciskam usta w wąską linię i patrzę na niego zniesmaczona.
-Nie nazywaj mnie Charlie, proszę.
Mruczę zirytowana i zaciskam dłonie na barierce. Zayn odpycha się od muru i upuszcza resztę papierosa na ziemię, a następnie go przygniata. Krzywię się na ten niekulturalny gest, ale się nie odzywam.
-Dlaczego? Kiedyś lubiłaś, gdy to robiłem. Byłem jedynym, który cię tak nazywał.
Napływa do mnie niepohamowana złość i piorunuję go wzrokiem. Oddycham niespokojnie i jest mi gorąco, mimo, że panuje przenikliwy chłód.
-Ale potem wyjechałeś bez słowa, zostawiając mnie samą z tym wszystkim.
Warczę i nie mogę powstrzymać gniewu w swoim głosie. Zayn wydaje się być zaskoczony moją reakcją, jednak się nie odzywa.
-Potrzebowałam cię, a ciebie nie było. Tak nie robią przyjaciele.
Dodaję i odwracam od niego głowę. Zaciskam oczy i próbuję wymazać z pamięci wszystkie złe wspomnienia.
-Charlie...
Zaczyna spokojnie, ale uciszam go gestem dłoni.
-Nie nazywaj mnie tak.
Mówię zła i zirytowana. Chce mi się płakać i nie wiem, czy bardziej dlatego, że Zayn wrócił, ale nie jest już moim przyjacielem, czy dlatego, że wstrętne wspomnienia sprzed lat nie chcą odejść.
-Nie miałem innego wyjścia.
Mówi po chwili ciszy. Prycham.
-Więc co takiego zrobiłeś, że musiałeś wyjechać?!
Nie wytrzymuję i podnoszę głos. Zayn patrzy na mnie z kamienną miną. Nie mogę nic odczytać z jego oczu.
-To nie twoja sprawa.
Burczy. Fukam rozzłoszczona i odpycham się od barierki.
-Dokąd idziesz?
-To nie twoja sprawa.
Naśladuję go i wracam do środka.
*
http://www.polyvore.com/cgi/set?id=132083904&.locale=pl
Wchodzę zdenerwowana do domu i zdejmuję buty oraz kurtkę. Jest zimno, pada deszcz, mam miesiączkę, za dwa dni skończę 17 lat i nie zaliczyłam sprawdzianu z biologii, ponieważ byłam zajęta myśleniem o Zayn'ie i o tym, jak jestem na nim zawiedziona.
-Charlotte? To ty?!
Woła z salonu mama. Wzdycham cicho i pochmurnieję jeszcze bardziej. Jestem pewna, że zacznie wypytywać mnie o szkołę, a gdy dowie się o jedynce, rozpęta wojnę.
-Tak mamo, to ja.
Mówię, idąc do salonu. Siedzi w swoim ulubionym skórzanym fotelu i czyta książkę. Spogląda na mnie znad okularów.
-Jak było w szkole?
Wzruszam ramionami.
-W porządku.
-Dostałaś jakąś ocenę?
Waham się. Przygryzam wargę i bawię nerwowo palcami. Przytakuję niepewnie głową, a mama już się domyśla, jaka to ocena. Marszczy brwi i odkłada książkę, a następnie wstaje z fotela. Zmierza w moją stronę i to nie wróży nic dobrego.
-Co z tobą jest nie tak, Charlotte?
Pyta, a ja czuję jak zaczynam tracić grunt pod nogami. Robi mi się słabo. Od razu uderza w mój najczulszy punkt.
-Ja...
Zająkuję się.
-Co było ważniejsze od nauki?
Milczę. Matka wzdycha z politowaniem.
-Musisz przestać zajmować się czubkiem swojego nosa i wziąć się do roboty. Żadna dobra uczelnia nie przyjmie kogoś takiego jak ty, jeśli nie weźmiesz się w końcu w garść. Harvard nie toleruje przeciętności.
Ledwo utrzymuję się na nogach. Chcę płakać, krzyczeć i kopać wszystko co stanie na mojej drodze, ale stoję nieruchomo. Jestem przeciętna, wiem to mamo.
-Dlaczego nie możesz być jak twój brat? On był najlepszy! W twoim wieku miał mnóstwo osiągnięć na koncie, a co masz ty, Charlotte? Ja i ojciec nie będziemy żyć wiecznie i przyjdzie czas, kiedy będziesz musiała iść do pracy, ale jak masz sobie poradzić, skoro nie dajesz sobie rady w szkole?
Zrozumiałam mamo. Wiem, że jestem najgorsza, ale nie musisz mi tego nieustannie uświadamiać.
-A teraz idź do pokoju, nie mam ochoty z tobą dłużej rozmawiać.
Odwracam się i idę do swojego pokoju. Gdy tylko upewniam się, że zakluczyłam drzwi, rzucam się na łóżko i wybucham płaczem. Jestem na skraju nerwów i sięgam po jedynie rozwiązanie, które pomaga mi się uspokoić. Podnoszę się i idę do łazienki. Szukam w kosmetyczce małej żyletki i siadam na podłodze, opierając się o ścianę. Podwijam rękaw swetra i robię jedno nacięcie na nadgarstku, następnie jeszcze jedno i jeszcze, aż czuję, że ulatują ze mnie negatywne emocje. Obserwuję jak krew wypływa z nacięć i spływa z mojej skóry, skapując na podłogę. Siedzę i (nie)myślę przez kilka minut, a potem wstaję i obmywam rękę z krwi. Upewniam się, że żadna z nich już nie krwawi i sprzątam ciecz z podłogi. Myję twarz i wychodzę. Słyszę jak nasza kucharka nawołuje mnie na obiad. Nie chcę jeść, ale to jest to co teraz potrzebuję. Chcę się napchać obiadem i móc go zwymiotować, by poczuć następnie ulgę. Kolejne, małe uzależnienie. Zanim wyjdę, ważę swoje ciało. 49.8 kg. Zaciskam usta w wąską linię. Wczoraj było 49,5. Chowam wagę pod łóżko, poprawiam włosy i schodzę na dół. Słyszę dwa kobiece głosy dobiegające z jadalni. Idę tam i zastaję mamę w towarzystwie swojej koleżanki. Witam się grzecznie i siadam przy stole.
-Charlotte, ależ ty wydoroślałaś!
Oznajmia kobieta. Od razu przywołuję w głowie obraz Zayn'a, który powiedział to samo. Uśmiecham się sztucznie i biorę widelec do ręki.
-Poza tym, schudłaś. Nie jesteś już tym uroczym pulpetem.
Auć.
-Wydaje ci się.
Mówi mama i to boli jeszcze bardziej. Spoglądam na swój talerz, na którym leżą szparagi, grillowana pierś z kurczaka i coś zielonego. Czuję gulę w gardle i znowu chcę płakać.
-Chyba nie jestem głodna.
Mruczę i nie zwlekając, odsuwam od siebie talerz i wychodzę z pokoju. Zdążę przestąpić próg i już słyszę ściszony głos matki.
-Od jakiegoś czasu się odchudza, ale nieskutecznie.
Zaciskam oczy i czuję jak łzy moczą moje policzki. Zakładam kurtkę, kalosze i wychodzę na dwór. Pada rzęsisty deszcz, ale nie zwracam na to uwagi. Idę w stronę przystanku autobusowego, w między czasie dzwoniąc do Waliyhi.
-Cześć, Wal. Mogę wpaść?
Chlipię do słuchawki.
-Tak, ale..
-Świetnie, przyjadę za 10 minut.
Rozłączam się i wrzucam telefon do kieszeni. Po kilkunastu minutach wysiadam na przystanku w pobliżu rezydencji Malików. Widzę Waliyhę, która idzie w moim kierunku, ubrana w kurtkę przeciwdeszczową.
-Hej.
Wita się z uśmiechem, ale szybko jej mija, gdy widzi moją twarz.
-Mama?
Pyta. Kiwam głową i natychmiast mnie obejmuje. Pociera dłonią moje plecy.
-Mam złe wieści.
Mówi. Odsuwam się od niej skonsternowana.
-Zayn zaprosił kilku znajomych.
Wzdycham cicho.
-Cokolwiek, bylebym nie musiała wracać do domu.
Waliyha skina głową i ruszamy w stronę jej posesji. Kilku znajomych, okazuje się być kilkunastoosobową chmarą głośnych, niewychowanych i wyuzdanych ludzi. Ledwie przekraczamy próg drzwi i już słyszymy głośną, rockową muzykę. Ktoś obściskuje się na schodach, a dziewczyna jest już bez koszulki. Krzywię się na ten widok i mam ochotę wyjść, jednak Waliyha łapie mój nadgarstek i ciągnie mnie w głąb domu. Patrzę na nią i widzę, że jest równie wstrząśnięta co ja. W salonie zastajemy Zayn'a i jego znajomych, którzy siedzą na podłodze w kręgu. Śmieją się i widzę dym, który się unosi.
-Heeeeeeeej!!
Krzyczy jakaś dziewczyna i uwaga wszystkich skupia się na nas. Spotykam zainteresowany wzrok Zayn'a. Uśmiecha się głupkowato i wiem, że jest na haju.
-Chaarlie!
Podnosi się i idzie w naszą stronę. Robię krok do tyłu. Zaczynają mnie szczypać oczy i bolą mnie już uszy.
-Moja mała Charlie.
Mówi wesołym głosem i obejmuje mnie ramieniem. Krzywię się i chcę się odsunąć, ale ten mnie mocniej do siebie przyciska. Następnie, w ten sam sposób chwyta Waliyhę i ciągnie nas do swoich znajomych. Posyłam Wal spanikowane spojrzenie.
-Ludzie, to Waliyha, moja siostra! A to jest Charlie, moja mała Charlie!
Krzywię się gdy słyszę jego słowa. Ludzie witają nas chórem, szeroko się uśmiechając.
-Co to jest?
Pyta Waliyha, wskazując na szklane naczynie, z którego ktoś pociąga tajemniczy dym.
-Bongo!
Odpowiada jakaś dziewczyna i zaciąga się. Domyślam się, że to marihuana. W naszej szkole to dość popularne wśród dzieciaków z rodzin robotniczych. Często słyszę na korytarzu jak mówią o paleniu i o tym jakie to fajne. Zayn ciągnie nas w dół, tak że ląduję tyłkiem na podłodze między nim a jakimś chłopakiem, który teraz spogląda na mnie spod przymrużonych powiek. Podobnie jak reszta, ma dobry humor.
-Chcecie spróbować?
Pyta Zayn, przysuwając bongo bliżej siebie. Waliyha wzrusza ramionami i po krótkiej chwili decyduje się na spróbowanie. Obserwuję ją zaskoczona i przełykam głośno ślinę, gdy Zayn proponuje mi. Oczy wszystkich są zwrócone ku mnie, a ja nienawidzę być w centrum uwagi, bo wtedy ludzie mogą dostrzec każdą pojedynczą fałdę tłuszczu na moim ciele.
-No dalej, Charlie.
Ponagla mnie Zayn. Toczę wewnętrzną bitwę, aż w końcu wzdycha i ujmuje mnie za podbródek.
-Rozchyl usta.
Rozkazuje miękkim głosem. Jestem zaskoczona i chcę się odsunąć, ale zacieśnia swoje palce na mojej brodzie.
-Nie bądź cipą, Charlie.
Szepcze. Wreszcie ulegam i rozchylam wargi tak jak mi kazał. Następnie zaciąga się porządnie i przysuwa swoją twarz do mojej. Jestem zdezorientowana, gdy nasze usta się stykają, a on wydmuchuje dym wprost do mojego gardła. Połykam go razem z powietrzem i cicho odkaszluję. Zayn odsuwa się zadowolony i przekazuje naczynie dalej. Nie spuszczam z niego oszołomionego wzroku. Po kilku minutach sytuacja się powtarza. Przyjmuję dym z jego ust i gdy zamierzam się odsunąć, czuję jak Zayn cmoka moje wargi. Zaskoczona, odsuwam się od niego i odwracam wzrok. Moje policzki pieką i powoli przyswajam sobie co właśnie się wydarzyło. Jestem zła na Zayn'a i chciałabym go uderzyć, ale jedyne co robię, to kolejny raz wdycham szczęśliwy dym.
_________________________________________________________
Przepraszam za tą przerwę, ale zaczęły mi się ferie i staram się z nich korzystać ;)
Następny rozdział w niedzielę!
ps. dziękuję za komentarze xx
Przepraszam za tą przerwę, ale zaczęły mi się ferie i staram się z nich korzystać ;)
Następny rozdział w niedzielę!
ps. dziękuję za komentarze xx
Genialny rozdzial
OdpowiedzUsuńMi się podoba, choć akcja zbyt szybko się rozkręca :d
OdpowiedzUsuń~~LULU
Uwielbiam... czekam na next:)
OdpowiedzUsuńŚwietny!!!
OdpowiedzUsuńCzekam nn