-Okej, chyba już wystarczy.
Słyszę przy uchu ochrypły głos Zayn'a i czuję od niego smród papierosów. Odsuwam się od niego i strzepuję niewidzialny pył z mojego swetra.
-Muszę się przewietrzyć.
Mruczę niewyraźnie i ruszam na piętro, by móc wyjść na balkon. Słyszę za sobą kroki Zayn'a. Na dworze zapadł już zmrok, a ja nie jestem pewna, ile czasu minęło.
-Która godzina?
Pytam, opierając się o barierkę. Chyba zaczynam schodzić.
-22.
-Powinnam wracać.
Szepczę do siebie i chcę wrócić do środka, gdy Zayn łapie za mój nadgarstek. Krzywię się, gdyż dotyka moich ran. Wyrywam rękę i patrzę na niego spod ściągniętych brwi.
-Wszystko w porządku?
Pyta podejrzliwie, a ja wzruszam ramionami.
-Po prostu jestem zmęczona.
Używam stałego wytłumaczenia, które służy w każdej sytuacji.
Jesteś zła? Nie, po prostu zmęczona.
Dlaczego nic jesz? Jestem zbyt zmęczona.
Śpisz w środku dnia? Tak, jestem zmęczona.
Czemu jesteś taka smutna? Po prostu jestem zmęczona.
Chcesz umrzeć? Tak, jestem już zmęczona.
-Jesteś pewna, że to zmęczenie?
Mruży podejrzliwie oczy, a ja przytakuję.
-Jak się dziś bawiłaś?
Zmienia temat.
-Dobrze.
Mamroczę i bawię się rąbkiem swetra.
-Powinnaś częściej tego próbować. Może wtedy przestałabyś być taka sztywna.
Patrzę na niego rozdrażniona.
-Wcale nie jestem sztywna.
-Och, no daj spokój! Masz 17 lat, a zachowujesz się co najmniej na 30!
Przybieram kamienną minę, by ukryć, że dotknęły mnie jego słowa.
-Nic o mnie nie wiesz.
Burczę i chcę odejść, gdy ten znowu się odzywa.
-Chyba się nie obraziłaś?
Nie, po prostu jestem zmęczona.
-Nie, po prostu nie mam ochoty z tobą dłużej rozmawiać.
-Charlie, zaczekaj.
Ponownie się zatrzymuję coraz bardziej zirytowana.
-Charlotte. Po prostu nazywaj mnie Charlotte.
Burczę zniecierpliwiona. Zayn uśmiecha się głupkowato.
-Dlaczego tak bardzo ci to przeszkadza?
-Bo Charlie odeszła. Tamta ja już nie istnieje.
Zaplatam ręce na piersi i wychodzę, bo nie mam siły dłużej się z nim mierzyć.
*
Dwa dni później są moje urodziny, co oznacza, że jestem o rok bliżej do śmierci. W szkole nikt nie złożył mi życzeń za wyjątkiem Waliyhi, która zaprosiła mnie wieczorem na wspólne nocowanie. Wracam jak zwykle o 16 i zastaję naszą gospodynię. Ledwie zdążę przekroczyć próg domu, a ta mocno mnie przytula życząc wszystkiego dobrego. Jestem mile zaskoczona i odwzajemniam uścisk. Następnie każe mi umyć ręce i przyjść na obiad. Zdejmuję płaszcz oraz buty i idę do swojej łazienki. Myję ręce, a następnie wchodzę na wagę. Udało mi się zejść do 48,5 kg. Podwijam swoją bluzkę i staję bokiem przed lustrem. Dzięki temu, że nie zjadłam nic prócz muesli na śniadanie, mój brzuch jest płaski i to zdecydowanie poprawia mój nastrój. Schodzę na dół i widzę, że na obiad jest mój ulubiony makaron. Przeżuwam powoli każdy kęs, aż w końcu pani Nadia (nasza gospodyni) niecierpliwi się i żartuje, że jeśli się nie pospieszę, to nie dostanę urodzinowego deseru. Wcale mi na tym nie zależy, ale posłusznie zjadam wszystko, a gdy pani Nadia wraca do kuchni próbuję wstrzymać odruch wymiotny i zapanować nad bólem brzucha, masując go. Po kilku minutach kobieta podchodzi do mnie, niosąc mały torcik z siedemnastoma świeczkami. To jest jak bomba kaloryczna, a ja obawiam się, że nie dam rady zwrócić i obiadu i deseru. Śpiewa mi "sto lat", jeszcze raz składa życzenia i razem jemy po małym kawałku tortu. Gdy kończymy, dziękuję jej i wracam do pokoju. Od razu zamykam się w łazience i upadam na podłogę, tuż obok toalety. Wpycham do gardła dwa palce i zwracam wszystko to, co zjadłam, aż widzę ślady krwi. Wtedy przestaję i podnoszę się. Myję zęby i płuczę gardło. Poprawiam włosy i wracam do pokoju. Pakuję do małej torby ubrania na zmianę i wysyłam wiadomość do Waliyhi o tym, że już do niej jadę. Po kilkunastu minutach docieram do posesji Malików. Drzwi otwiera mi rozpromieniona Waliyha.
-Coś się stało?
Pytam na wstępie, bo jej uśmiech jest niepokojąco szeroki. Przyjaciółka chwyta mnie za dłoń i ciągnie do swojego pokoju, po drodze potykając się na schodach.
-Idziemy na imprezę!
Piszczy podekscytowana i podskakuje w miejscu. Marszczę czoło i opieram ręce na biodrach. Uśmiecham się lekko, bo wyraźniej niż ostatnio wyczuwam kości biodrowe.
-Nigdzie nie idę.
Odpowiadam i ściągam płaszcz.
-Dlaczego?! To twoje urodziny, musimy to uczcić!
-W śmierdzącym potem, papierosami i alkoholem klubie? Nie, dziękuję. Poza tym, nikt nas tam nie wpuści! Jesteśmy niepełnoletnie.
-Zayn z nami pójdzie!
Patrzę na nią zaskoczona, a zaskoczenie szybko przeradza się w irytacje.
-To najgorszy pomysł jaki w życiu słyszałam.
Burczę, zakładając dłonie na piersi.
-Charlotte, daj spokój! Może być świetna zabawa! Masz urodziny, dlaczego nie chcesz tego uczcić?
Bo tak naprawdę to nienawidzę faktu, że się urodziłam.
-Nie możemy zostać w domu? Obejrzeć wszystkie sezony "American Horror Story" i opychać się przy tym słodyczami?
Na samą myśl o jedzeniu słodyczy mnie skręca, ale to jedyny sposób, by odsunąć Wal od tego chorego pomysłu.
-Oglądałyśmy to już 2 razy! A słodycze zjemy jutro! Charlotte, proszę, zgódź się!
Waliyha upada na kolana i składa dłonie jak do modlitwy. Nie sądziłam, że kiedykolwiek będzie tak zdesperowana i ten fakt sprawia, że zaczynam się zastanawiać nad tym wyjściem.
-Dobrze.
Wzdycham z rezygnacją. Wal szybko podnosi się, piszcząc i rzuca mi się na szyję. Nie utrzymuję równowagi i przewracamy się na podłogę, zanosząc się śmiechem.
-Dziękuję!
Całuje mój policzek i podnosi się ze mnie.
-Nie mam w co się ubrać.
Oznajmiam spanikowana. Waliyha uśmiecha się podejrzanie i wiem, że wpadła na diabelski pomysł.
*
http://www.polyvore.com/cgi/set?id=132988011&.locale=pl
-Jesteś gotowa?
Pyta Waliyha. Kończę malowanie ust krwistoczerwoną szminką Wal i spoglądam na swoje odbicie. Wyglądam dobrze i uśmiecham się delikatnie. Pierwszy raz nie mam problemu z moim dużym brzuchem, dzięki temu, że nic nie jadłam. Jest płaski i jestem przez to naprawdę szczęśliwa.
-Gdzie jest Zayn?
Pytam i na samą myśl o nim przechodzą mnie dreszcze. Co jeśli mu się nie spodobam? Wróć, nie obchodzi mnie to, czy mu się spodobam.
-Będzie czekał pod klubem. Chodź, nie możemy się spóźnić!
Zakładam w pośpiechu kurtkę i wychodzimy na zewnątrz, gdzie czeka już na nas taksówka. Waliyha podaje adres i kierowca rusza. Sprawdzam elektroniczny zegarek, który ktoś zamontował w pojeździe. Dochodzi 21, co oznacza, że przygotowywałyśmy się ponad 3 godziny. Dojeżdżamy po kilkunastu minutach pod klub, który zazwyczaj tętniący życiem, dziś wydaje się być martwy.
-Chyba zamknięte.
Mówię do Waliyhi, ale ta płaci taksówkarzowi i wyciąga mnie z auta. W ciemnym rogu dostrzegam czerwony punkt, który okazuje się być żarzącym papierosem. Z mroku wyłania się sylwetka Zayn'a, który wyrzuca fajkę i zmierza w naszą stronę. Uważnie skanuje mnie wzrokiem, zagryzając wargę, a ja się czerwienię. Nie podoba mi się sposób w jaki mi się przygląda.
-Zayn.
Odzywa się Waliyha i dopiero teraz zwraca na nią uwagę. Wykorzystuję moment, bym teraz ja mogła się mu przyjrzeć. Kruczoczarne włosy opadają mu na czoło, a kilkudniowy zarost dodaje mu tajemniczości. Czuję mrowienie w brzuchu, więc odwracam wzrok.
-Chyba dziś nie będzie imprezy.
Mówi Waliyha podejrzanym tonem. Ona nigdy go nie używa.
-Pójdę się upewnić.
Dodaje szybko, puszczając bratu oczko, po czym wchodzi do lokalu. Jestem zdezorientowana i onieśmielona jednocześnie.
-Wszystkiego najlepszego.
Odzywa się niespodziewanie Zayn. Patrzę na niego zaskoczona i próbuję ukryć uśmiech, bo to naprawdę miłe usłyszeć z jego ust.
-Dzięki. Waliyha ci przypomniała?
-Nie. Pamiętam o tobie każdego roku.
Kiwam głową i spuszczam wzrok. Pieką mnie policzki i czuję ciepło rozlewające się po moim ciele.
-Chyba powinniśmy pójść do niej.
Mówi Zayn, więc przytakuję i idziemy w stronę wejścia. Czuję na sobie jego wzrok, jednak nic z tym nie robię. Próbuję udawać, że mnie nie obchodzi.
Otwiera przede mną drzwi, więc dziękuję skinieniem głowy. Idziemy wzdłuż korytarza, a jedyne dźwięki to stukot moich obcasów. Wokół panuje półmrok, a sala do której wprowadził mnie Zayn jest zupełnie ciemna.
-Co jest...
-Niespodzianka!!!!
Świtała się zapalają ukazując tłum ludzi i Waliyhę, która stoi na przodzie z ogromnym uśmiechem. Stoję w miejscu oszołomiona, dopóki Zayn nie szczypie mnie w pośladek. Obruszam się i nie mam nawet czasu, by zwrócić mu uwagę, bo zostaję zaatakowana przez Wal. DJ puszcza piosenkę Katy Perry i ludzie zaczynają do mnie podchodzić z życzeniami. Część z nich kojarzę ze szkoły, a część jest mi kompletnie nieznana. Dostrzegam też Kyle'a i dosłownie piszczę na jego widok. Rzucam mu się w ramiona i czuję jak mnie unosi.
Kyle, to nasz przyjaciel, który kilka lat temu przeprowadził się do Leeds i od tamtej pory widywaliśmy się kilka razy w roku.
-Wszystkiego najlepszego, księżniczko.
Szepcze mi do ucha, całując mnie w policzek. Rumienię się i odsuwamy się od siebie. Przyglądamy się sobie z uśmiechem, gdy niespodziewanie Kyle przenosi wzrok na kogoś za mną i momentalnie poważnieje.
_______________________________________________________________
Dziękuję za komentarze i wejścia! :)
Następny rozdział w czwartek bądź piątek, a od przyszłego poniedziałku (tj. 09.02) postaram się dodawać częściej :D
Dobranoc xx
cieki mnie kto to bd. xd
OdpowiedzUsuńświetny rozdział :)
jest naprawdę świetny :)
OdpowiedzUsuńSuper :> Czekam na jakieś rozwinięcie się tego romansu ^^
OdpowiedzUsuń~~LULU
Uwielbiam... czekam na next:)
OdpowiedzUsuńBoski czekam na nastepny
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział :) Z pewnością tym kimś będzie Zayn :) Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału <3
OdpowiedzUsuń