Charlie-Zayn Malik fanfiction

25 marca 2015

Epilog


Wszyscy mówią, że miłość boli, ale to nieprawda. Samotność boli, odrzucenie boli, utrata kogoś bliskiego boli, wszyscy mylą te rzeczy z miłością. Prawda jest taka, że miłość zabiera od nas ból i przywraca nam szczęście…

Siedzę w sali, w której spędziłam ostatnie kilka miesięcy mojego życia. Jest początek czerwca, na zewnątrz jest piękna pogoda i życie staje się jakby łatwiejsze. To moje ostatnie chwile w tym miejscu. Siedziałam tu zbyt długo walcząc z samą sobą i wszystkim wokół. Wstawałam po to, by na nowo upaść. Jednak z pomocą lekarzy i najbliższych udało mi się. Jestem w tym miejscu pełna wiary i nadziei, z bagażem doświadczeń i obawami dotyczącymi przyszłości. Blizny na ciele wciąż przypominają mi walkę jaką stoczyłam ze swoim życiem i gdy spoglądam na nie, jestem dumna. Pokazują to, że walczyłam, że próbowałam i się nie poddałam. Patrzę w lustro i nie chce mi się płakać. Może nadal nie jestem w 100% przekonana do tego co widzę, ale wystarczy mi to, że dla najważniejszych ludzi jestem idealna.
-Charlotte, jesteś gotowa?
Do sali weszła Emma- pani doktor, która jest ze mną od początku. Uśmiecha się przyjaźnie i siada obok mnie.
-Nigdy w życiu nie byłam bardziej gotowa i przestraszona jednocześnie.
Odpowiadam.
-Wierzę, że będzie dobrze. Bo najgorszy okres, masz już za sobą. Teraz każda przeszkoda, będzie drobnostką.
Uśmiecham się lekko i spoglądam w stronę drzwi, do których ktoś puka. Drzwi się otwierają i do sali wchodzi Zayn. W dłoni trzyma mały, kolorowy bukiet kwiatów. Uśmiecha się szeroko, a ja nie potrzebuję niczego więcej. Podnoszę się i podchodzę do niego. Zarzucam dłonie na jego szyję i czuję jak oplata mnie w pasie.
-Wracamy do domu.
Szepcze mi do ucha i składa czuły pocałunek na czole. Odsuwamy się od siebie i wciągu kilkunastu, może kilkudziesięciu następnych minut, odwiedzam każdego człowieka, z którym byłam jakoś związana. Żegnam się z osobami, które chorują tak jak ja kiedyś, albo z tymi, którzy te walkę już wygrali. Wreszcie żegnam się z Emmą i trzymając dłoń Zayn'a, wychodzimy z ośrodka. Idziemy w ciszy do jego auta. Zayn pakuje moją walizkę do bagażnika i siada na miejscu kierowcy. Patrzy na mnie i uśmiecha się.
-Dobrze jest mieć cię przy sobie.
Mówi i nachyla się, by złożyć pocałunek na moich ustach.
-Kocham cię.
Szepczę i jeszcze raz go całuję. Zayn nie odpowiada, ale wiem, że czuje to samo. Czuję to w jego gestach, spojrzeniach, pocałunkach, dotyku, spojrzeniu... I choć sama wyznałam mu swoje prawdziwe uczucie ponad miesiąc temu, to czasem w nocy, gdy Zayn zostawał na noc, słyszałam jak szepcze mi do ucha piękne słowa, będąc pewnym, że ich nie słyszę. Wtedy najbardziej czułam jego miłość.
-Charlie?
Jego cichy głos wyrywa mnie z zamyślenia. Jedziemy od kilku minut w ciszy, zakłócanej piosenką z radia. Patrzę na niego. Zagryza wargę i widzę, że się denerwuje.
-Tak?
Łapie moją dłoń, splatając nasze palce.
-Ja też cię kocham.
Uśmiecham się i czuję łzy wzbierające się w kącikach oczu.
-Wiem.
Szepczę i nachylam się nad skrzynią biegów, by ucałować go w policzek.
*

Za co jestem Mu najbardziej wdzięczna?
Za to, że pokochał mnie wbrew i pomimo wszystkiemu.
Za to, że przypomniał mi ile jestem warta i udowodnił, że potrafię zatrzymywać przy sobie ludzi na dłużej.
Za to, że tak po prostu chciał być i jako jedyny wiedział, jak się ze mną obchodzić.
Za to, że udowodnił mi, że prawdziwa miłość naprawdę istnieje.
A byłam przekonana, że dziś nikt już tak nie kocha..


KONIEC
_________________________________________________________
Mimo, że jest happy end, to ja ryczę jak głupia i nie potrafię się ogarnąć..
To okropny przypadek, że wraz z końcem "Charlie" skończył się udział Zayn'a w 1D :(
Jest mi tak strasznie źle z powodu Zen'a, ale mam nadzieję, że to tylko głupi żart i jutro wszystko wróci do normy. Musi tak być.

Dziękuję wam za wszystko! Że czytaliście, że komentowaliście, że byliście <3 Bardzo wam za to dziękuję i przesyłam moc buziaków xx

Chyba jestem zbyt kiepskim stanie, by cokolwiek jeszcze pisać, ale pamiętajcie, że bardzo was kocham!

Ach, i dodam, że nie będzie 2 części.
Dobranoc, trzymajcie się xx

23 marca 2015

Rozdział 18

Zayn

Budzę się, gdy słyszę upierdliwy dźwięk dzwonka do drzwi. Przeklinam cicho pod nosem i wstaję z łóżka. Wciągam na siebie dresy i idę otworzyć.
-Cześć.
W progu mieszkania stoi uśmiechnięta Perrie. Ma na sobie moją skórzaną kurtkę, którą zostawiłem jakiś czas temu.
-Nie wpuścisz mnie?
Pyta i puszcza mi oczko. Odsuwam się, a ta wchodzi do środka. Zamykam drzwi i podążam za nią do salonu. Ma na sobie bardzo obcisłe jeansy, które podkreślają zaokrąglone pośladki.
-Nie odzywałeś się, myślałam, że umarłeś!
Oznajmia, po czym chichocze. Drapię się niezręcznie po karku.
-Um.. mam dużo spraw na głowie.
Odpowiadam i siadam na fotelu.
-Tak, słyszałam. Dzwoniłam do ciebie mnóstwo razy i nawet byłam w twoim rodzinnym domu. Twoja mama mi wszystko opowiedziała.
Uśmiech z jej twarzy zniknął i teraz jest zupełnie poważna.
-Taa...
Przejeżdżam ręką po twarzy i czuję na policzkach kilkudniowy zarost.
-Jak ona się czuje?
Wzruszam ramionami i spoglądam na zegarek. Dochodzi 11 w południe.
-Lepiej. 2 tygodnie siedzenia w szpitalu dają rezultaty.
Perrie kiwa głową na znak, że rozumie i spogląda na swoje paznokcie. Zagryza wargę i zaczyna nerwowo uderzać palcami o swoje udo.
-Tęsknie za tobą, Zi.
Szepcze. Wstrzymuję oddech, a gdy Perrie podnosi wzrok, dostrzegam łzy wzbierające się w jej oczach. Błagam nie płacz. Wystarczy, że od dwóch tygodni wysłuchuję płaczu Charlie. Nie mam o to żalu ani pretensji, ale jestem już tym zmęczony. Zmęczony faktem, że jestem jednym z powodów tych łez zarówno u Charlie jak i u Perrie w tej chwili.
-Perrie... ja...
-Kochasz ją?
Pyta i widzę jak mocno zaciska swoje dłonie w pięści. Chciałbym odpowiedzieć, że nie wiem co czuję. Że nie potrafię nazwać tych uczuć, którymi darzę Charlie.
-Nie wiem.
Odpowiadam wreszcie, spuszczając wzrok. Blondynka wciąga głośno powietrze i znowu się odzywa, ale tym razem jej głos staje się cichszy.
-Widziałam was razem 2 razy, ale to wystarczyło, bym zrozumiała, że na mnie nigdy nie patrzyłeś w ten sposób.
Spoglądam na nią nieco skonsternowany, zażenowany i zawstydzony.
-To moja przyjaciółka od lat.
Mamroczę. Cholera, niech ona skończy to przesłuchanie!
-Tylko przyjaciółka?
Przeczesuję dłonią włosy, sfrustrowany. Dlaczego wszyscy wmawiają mi, że kocham Charlie?! Oczywiście, kocham ją, ale jako przyjaciółkę, siostrę...
-Tak.
Syczę ze złością. Perrie wzdycha głośno i przeciągle, a potem wstaje i spogląda na mnie z góry.
-Gdybyś wiedział, że dziś wieczorem będziesz martwy, to z kim chciałbyś spędzić te ostatnie godziny życia?
Gapię się na nią zaskoczony, ale jeszcze bardziej szokuje mnie odpowiedź, która pojawia się w mojej głowie.
Z Charlie. Moją małą Charlie. 
-Wydaje mi się, że oboje znamy odpowiedź.
Mówi po chwili ciszy Perrie. Jest smutna, a ja doskonale wiem, że to przeze mnie. Jak zwykle, tylko zawodzę.
-To nie tak. Ona potrzebuje pomocy...
-Nie, Zayn. To ty potrzebujesz pomocy i jest mi cholernie przykro, że ja nie potrafię ci jej udzielić. Widocznie to ona jest twoim lekiem na całe zło.
-Nie rozumiem.
Burczę przez zaciśnięte zęby.
-Kochaj tę dziewczynę, kretynie, bo być może ona nauczy cię kochać życie.
Odwraca się i wychodzi, zostawiając mnie w kompletnym osłupieniu.
Nie mogę jej kochać. Nie chcę jej kochać.  Ja w ogóle nie potrafię kochać.

Ale nie wyobrażam sobie życia bez niej.

Charlotte

-Charlotte, powinnaś jeszcze tu zostać.
Mówi mi psycholog, gdy pakuję do małej torby swoje rzeczy. Niewiele ich jest, więc sprawnie mi to idzie.
-Nie, oszaleję, jeśli zostanę tu jeszcze jeden dzień.
Przestaję pakować i spoglądam na kobietę. Od tygodnia codziennie do mnie przychodziła i prowadziłyśmy długie rozmowy. Powiedziałam jej wszystko, łącznie z tym, że nie wiem jak nazwać uczucia, którymi darzę Zayn'a.
-Proszę się nie martwić.
Łapię ją za dłonie i delikatnie się uśmiecham.
-Przecież obiecałam, że codziennie będę do pani przychodzić.
Kobieta kiwa głową i również się uśmiecha.
-Jesteś wspaniałą osobą, Charlotte... I proszę... zastanów się jeszcze nad leczeniem. Z anoreksją można wygrać,a teraz, gdy twój kontakt z tatą jest taki dobry, nie będziesz w tym sama. Masz wspaniałą przyjaciółkę i Zayn'a. Jestem pewna, że on w szczególności cię nie opuści.
Mój uśmiech przygasa.
-Boję się.
Szepczę, powstrzymując łzy. Kobieta przytula mnie, a ja pozwalam łzom wypłynąć.
-Wiem, ale odkładanie tej decyzji sprawi, że będziesz sparaliżowana strachem jeszcze jeden dzień dłużej.
Szlocham cicho, wtulona w nią do czasu, gdy do sali wchodzi Zayn.
-Charlie?
Pyta zaniepokojony. Odsuwam się od kobiety, która podaje mi chusteczkę. Z wdzięcznością ją przyjmuję i ocieram łzy.
-Zostawię was samych.
Kiwam głową i siadam na łóżku. Zayn podchodzi do mnie i siada na taborecie.
-Co się dzieje? Gdzie są twoje rzeczy?
Uśmiecham się przez łzy.
-Wracam dziś do domu.
Zayn patrzy na mnie uważnie.
-Kto cię odbierze?
Pyta w końcu, łapiąc moją dłoń. Przechodzą mnie przyjemne dreszcze.
-Tata. Ma być tu za godzinę.
-Mogę zabrać cię już teraz.
Uśmiecham się nieśmiało.
-Nie, musisz zająć się w końcu swoim życiem. Ostatnimi czasy wciąż się mną opiekujesz, choć przecież nie mam już 5 lat.
Zayn uśmiecha się i kładzie dłoń na moim policzku.
-Nadal jesteś moją małą Charlie.
Odpowiada cicho, przysuwając swoją twarz do mojej. Moje serce przyspiesza swój rytm.
-Charlotte, udało mi się.... O, Zayn.
Odsuwamy się od siebie gwałtownie i patrzymy na mojego tatę, który stoi w progu sali. Czuję jak na moich policzkach pojawią się te paskudne rumieńce.
-Dzień dobry.
Mamrocze Zayn. Tata odpowiada mu i spogląda na mnie.
-Miałem nadzieję, że jesteś już gotowa i możemy jechać.
Mówi.
-Tak, jestem. Muszę jeszcze tylko pójść do doktora.
Tata kiwa głową i wychodzi z sali. Patrzymy na siebie z Zayn'em.
-Charlie?
Pyta mnie, cichym głosem. Brzmi trochę jak przestraszone dziecko.
-Tak?
Zagryzam wargę, gdy ponownie łapie moją dłoń.
-Umówisz się ze mną?
Wraz z tymi słowami moje serce rozpada się na kawałki. Ale tym razem z radości.

*

Siedzę w mieszkaniu Zayn'a, a raczej leżę na kanapie z głową ułożoną na jego nogach. Zayn bawi się moimi włosami podczas oglądania filmu. Przyjechałam tutaj godzinę temu, gdyż wspólnie uzgodniliśmy, że najlepiej będzie nam w mieszkaniu, aniżeli w zatłoczonej restauracji. Dlatego właśnie zamówiliśmy jedzenie na wynos, a raczej Zayn zamówił. Ja siłą wepchnęłam w siebie dwie kanapki z serem. Przeżuwając każdy kęs, w głowie powtarzałam sobie słowa psychologa. Pomagało mi również ramię Zayn'a, które opiekuńczo oplatało mnie w talii.
-Zayn?
Zaczynam, bawiąc się palcami jego dłoni. Odrywa wzrok od ekranu telewizora i spoglada na mnie.
-Hm?
Zagryzam wargę i podnoszę się do pozycji siedzącej.
-Gdzie byłeś, kiedy cię nie było?
Pytam i niepewna, oczekuję jego reakcji. To pytanie ciąży mi odkąd wyjechał. Znam już powód i chcę poznać całą resztę.
-W Nowym Jorku.
Odpowiada beznamiętnie i znowu patrzy się na film.
-Co tam robiłeś?
Dostrzegam jak zaciska szczękę.
-To i owo. Nic ważnego.
Zbywa mnie, ale to sprawia, że jestem jeszcze ciekawsza.
-Co to znaczy?
Domagam się, zakładając ręce na piersi. Zayn patrzy na mnie, ale nie potrafię rozszyfrować jego emocji. Już mnie nie obejmuje,atmosfera między nami się ochładza.
-To już przeszłość, jasne? Nie wracajmy do tego.
Obruszam się zła.
-Jesteśmy przyjaciółmi, czy nie?
Pytam. Wiem, że to cios poniżej pasa, ale ja też chciałabym poznać jego sekrety. Otworzyłam się przed nim i oczekuję tego samego z jego strony.
-Charlie.
Warczy i piorunuje mnie wzrokiem. Jestem jednak nieugięta i wciąż patrzę na niego wyczekująco. Mierzymy się wzrokiem, aż w końcu Zayn wzdycha i odwraca twarz w stronę telewizora.
-Pracowałem dla jednego kolesia. I tyle.
Marszczę brwi w konsternacji. Wow, Zayn, nie wszystko naraz!
-I tyle?
Powtarzam ze złością. Ten tylko wzrusza ramionami. Chciałabym go uderzyć. Tak mocno, by poprzestawiać mu w głowie i odzyskać starego Zayn'a, który był moim najlepszym przyjacielem i z którym rozmawiałam o wszystkim.
-Zastraszałem ludzi, którzy mięli u niego długi. To wszystko, koniec tematu.
Fukam obrażona i odwracam się do niego bokiem. Jest mi trochę przykro, że mimo tego, co się wydarzyło w ostatnim czasie, Zayn nadal mi nie ufa. Albo nie ufa na tyle, by opowiedzieć o minionych latach.
-Charlie...
Dotknął mojego ramienia, ale odsunęłam się.
-Nie ma o czym opowiadać. Skończyłem z tym nie po to by teraz do tego wracać.
Palcem wskazującym przejeżdża po mojej szyi. Wzdrygam się z tej nieoczekiwanej przyjemności i słyszę jego pomruk zadowolenia.
-Zgodzisz się na leczenie?
Pyta po chwili ciszy. Milczę, myśląc nad odpowiedzią.
-Chyba nie mam wyboru.
Odpowiadam i spoglądam na niego. Uśmiecha się delikatnie. Chyba moja odpowiedź naprawdę go uszczęśliwiła.
_________________________________________
Jej, nie wierzę, że został już tylko epilog! Zleciało mi to w mgnieniu oka ;)
Na podziękowania przyjdzie czas, więc na razie tylko wspomnę, że następny rozdział w okolicach czwartku :)

19 marca 2015

Rozdział 17

Budzę się, a w mojej sali panuje półmrok, który przerywa lampka świecąca nad łóżkiem. Dostrzegam Zayn'a, który siedzi na stołku, choć jego głowa obecnie leży na moich nogach. Trzyma moją dłoń i śpi. Wygląda tak niewinnie i uroczo w tej chwili. Wolną dłonią przeczesuję delikatnie jego włosy. Są długie i gęste. Kilkudniowy zarost zdobi jego policzki, a miękkie usta są leciutko rozchylone. Dotykam ich delikatnie kciukiem i przechodzą mnie dreszcze na samo wspomnienie naszego pocałunku. Powiedział, że mnie kocha. Jaki rodzaj miłości miał na myśli? Ten, którym obdarzasz swoich przyjaciół, albo ten, który czujesz do rodziny? A może całkiem inny, ten, którym darzysz zupełnie obcą osobę? Ten rodzaj miłości, który sprawia, że czujesz motyle w brzuchu i nie możesz zasnąć, bo myślisz o ukochanej osobie. Jaką miłością darzy mnie Zayn?
Jaką miłością darzę go ja?
-Charlie...
Mruczy Zayn, wybudzając się ze snu. Mruga powiekami i dotyka mojej dłoni. Ujmuje ją i składa na jej wierzchu pocałunek. Następnie podnosi się i przeciera swoją zmęczoną twarz.
-Idź do domu, jesteś zmęczony.
Mówię, gdy próbuje stłamsić chęć ziewnięcia. Ten tylko kręci głową i przeciąga się, a potem posyła mi swój piękny uśmiech.
-Tak łatwo się mnie nie pozbędziesz.
Oznajmia. Przewracam oczami i postanawiam się posunąć, by zrobić dla niego miejsce. Następnie poklepuję miejsce obok mnie, a Zayn posłusznie je zajmuje. Przyciąga mnie do siebie, a ja opieram głowę o jego tors. Leżymy przez chwilę w ciszy i wsłuchuję się w miarowe bicie jego serca.
-Chcą mnie wysłać do specjalistycznej kliniki.
Mówię cicho, Zayn gładzi moje ramię.
-A ty tego chcesz?
Wzruszam ramionami. Oczywiście, że nie. Zmuszą mnie do jedzenia i sprawią, że znowu będę przypominać kilkutonowego słonia. Wystarczy, że już teraz czuję się jak tłusta świnia.
-Nie.
Odpowiadam wreszcie.
-Może warto spróbować?
Nie odpowiadam.
-A jeśli ci pomogę?
Dopytuje. Podnoszę głowę i patrzę na niego skonsternowana.
-Jak?
-Nie wiem. Mogę codziennie przy tobie być. Razem będzie łatwiej.
Razem. To brzmi tak magicznie z jego ust.
-Leczenie może potrwać kilka miesięcy.
-To nic.
Wzdycham cicho.
-Nie chcę się leczyć. Nie jestem chora.

*

Następnego dnia po śniadaniu odwiedza mnie psycholog w towarzystwie rodziców. Jestem zaskoczona widokiem ojca i matki, a jeszcze bardziej tym, że tata znalazł wolną chwilę.
-Witaj Charlotte, jak się czujesz?
Wita mnie psycholog i siada na krześle obok łóżka. Tata dostawia obok niej kolejne dwa i razem z mamą zajmuje na nich miejsca.
-A jak wyglądam?
Pytam, poprawiając się na łóżku.
-Dobrze.
Mrużę oczy. Zna ten chwyt.
-Cóż, daleko mi do tego bym czuła się dobrze.
Odpowiadam. Przez chwilę przyglądamy się sobie, aż w końcu kobieta wzdycha i wyjmuje długopis ze swojej torebki i zapisuje coś na kartce.
-Przyprowadziłam twoich rodziców, byście mogli porozmawiać.
Oznajmia. Spoglądam na matkę. Nie potrafię odczytać żadnej emocji z jej twarzy. Jest ubrana w zwykłe jeansy i wełniany sweter, co jest dość niecodziennym widokiem. Ojciec wygląda na zmęczonego i ma na sobie swój szary garnitur. Zastanawiam się, jak to możliwe, że mieszkam z nimi od siedemnastu lat, a nic o nich nie wiem. Siedzą tutaj, ale równie dobrze mogłoby ich nie być. Poza tym, w tej chwili myślę tylko o tym, że oboje mnie oszukiwali.
-Nie mamy o czym rozmawiać.
Wzruszam ramionami. Oni też się nie odzywają.
-Rozumiem, że to dla ciebie trudne, Charlotte, ale rozmowa jest dobra. Zaufaj mi.
Prycham i odwracam twarz w stronę okna. Chciałabym, by Zayn tu był. Ale musiał wyjść rano i pójść do pracy. Swoją drogą, w czasie nocnej rozmowy o niczym, dowiedziałam się, że razem z kumplem prowadzi jakieś studio tatuażu.
-Dobrze, skoro nie chcesz zacząć, to może pani zacznie?
Psycholog zwraca się do mojej matki. Patrzę na nią. Kiwa niepewnie głową i pochyla się lekko do przodu, kładąc dłonie na kolanach.
-Niech opowie pani o swoich uczuciach.
Podpowiada jej psycholog, posyłając miły uśmiech. Mama milczy przez dobre kilka minut, a gdy się odzywa... Rani mnie po raz kolejny.
-Jestem zawiedziona.
Zaciskam usta w wąską linię. Nienawidzę jej. Nienawidzę jej.
-Charlotte, zawsze była wolnym duchem. Robiła co chciała i widzi pani dokąd to ją doprowadziło.
Jestem zszokowana, zraniona...
-Nigdy nie miałyśmy dobrego kontaktu i przyznam, że nigdy nie próbowałam go polepszyć.
Czuję łzy wzbierające się w moich oczach.
-Była nieplanowanym dzieckiem i... była owocem przelotnego romansu. Byliśmy wtedy w separacji, planowaliśmy rozwód.
Zamilkła szukając słów. Łzy ciurkiem leciały po moich policzkach, ale mimo to, nadal czekałam na dalszą część.
-Jej biologiczny ojciec nie traktował mnie dobrze, a gdy dowiedziałam się o ciąży...
Spuściła głowę i pokręciła nią.
-Nie potrafiłam jej pokochać.
Wydusiła z siebie. Tak mocno zaciskałam palce na prześcieradle, że aż poczułam ból. Jestem bękartem, którego nienawidzi.
Panuje  cisza, której nawet psycholog nie umie przerwać. Nie ma żadnych słów, które mogłyby ją przełamać.
-Charlotte.
Wreszcie słyszę ochrypły głos ojca, a może raczej, zupełnie obcego dla mnie mężczyzny?
-Chciałbym byś wiedziała, że... ja cię kocham. I nawet jeśli ty nie czujesz tego, to jestem szczęśliwy, że mam taką córkę. Bo dla mnie zawsze byłaś i będziesz córką. Jestem wściekły na siebie, że pozwoliłem, byś była tak traktowana, ale wiesz... zawsze jestem dumny z tego kim jesteś.
Patrzę na niego przez łzy. On sam ma mokre policzki. Nie wiem jak nazwać to uczucie zalewające moje ciało. Usłyszałam słowa, które chciałam usłyszeć odkąd pamiętam. Kocham cię i jestem dumny. Tylko to mi było potrzebne do zapomnienia o wszystkich jego błędach i grzechach. Całe życie marzyłam, by usłyszeć te magiczne słowa.
-Tato...
Szepczę i wyciągam w jego kierunku ręce. Oplatam go za szyję i mocno przytulam. Czuję jakby jeden z wielu murów, które mnie otaczają właśnie upadł. Pierwsze zwycięstwo, które napełnia mnie nieznaną dotąd energią.
-Dziękuję za tę rozmowę. Myślę, że... Chciałabym teraz porozmawiać z Charlotte na osobności.
Rodzice kiwają głową i wychodzą z sali. Nie wiem, czy mi starczy sił na kolejną rozmowę. W ciągu kilkunastu minut tyle się wydarzyło.
-Jak się czujesz teraz?
-Cieszę się, że znam prawdę.
Ocieram łzy i pociągam nosem.
-Wiem już co miałaś na myśli, gdy w naszej ostatniej rozmowie wspomniałaś o mamie. Teraz chciałbym się dowiedzieć, co miałaś na myśli, gdy mówiłaś o rówieśnikach.
Zamyślam się, wspominając te lata przed liceum. Chodziłam do szkoły katolickiej i byłam totalnym odludkiem. Nigdy nie wiedziałam dlaczego dzieciaki nie chcą ze mną rozmawiać. Może dlatego, że miałam przyjaciół innej wiary? Często naśmiewali się z Waliyhi, gdy byłyśmy razem w parku, a ktoś z klasy nas spotkał. Ale chyba nawet to nie było powodem prześladowań. Po prostu któregoś razu po wakacjach wróciłam do szkoły i zaczęto mnie traktować jak śmiecia. Tak długo wmawiali mi, że jestem beznadziejna i tylko wszystkim przeszkadzam, że w to uwierzyłam. Już wtedy rozpoczęłam przygodę z samookaleczeniem. Obsesja na punkcie odchudzania pojawiła się na koniec gimnazjum*, gdy do przezwisk "idiotka", "kretynka", "wariatka" doszły jeszcze "brzydal" i "grubas". Więc tak naprawdę początek moich problemów miał miejsce w szkole, wśród rówieśników. Patrzę w oczy kobiety, która siedzi naprzeciw mnie i postanawiam jej wszystko opowiedzieć. Po raz pierwszy od lat otwieram się i czuję, że kolejny mur pęka.

Zayn

Przeszukuję kieszenie swojej kurtki, wchodząc po schodach na odpowiednie piętro. Udaje mi się znaleźć klucze do mieszkania i gdy je  wyciągam, akurat znajduję się już na miejscu. Zatrzymuję się zaskoczony i zaczynam przyglądać się mojej młodszej siostrze. Opiera się o drzwi do mieszkania, głowę ma spuszczoną i nerwowo tupie nogą.
-Waliyha.
Mówię i podchodzę do niej. Podnosi głowę i piorunuje mnie wzrokiem. Wzdycham i czekam, aż się odsunie, bym mógł otworzyć drzwi.
-Wejdź.
Nakazuję, gdy naciskam na klamkę i przepuszczam ją przodem. Nie zdążę nawet zdjąć kurtki, a już zostaję zaatakowany jej rozzłoszczonym głosem.
-Co ty do diabła robisz, Zayn?!
Patrzę na nią skonsternowany, a ta prycha.
-Nie udawaj głupszego niż jesteś! Jak mogłeś pocałować Charlotte?! Ty draniu! Mówiłeś jej o Perrie?! Przysięgam, że zaraz urwę ci jaja, ty cholerny babiarzu!!
Momentalnie się spiąłem i na wszelki wypadek, chwytam za nadgarstki Wal i lekko pcham ją do tyłu, aż znajdujemy się w salonie.
-Co ty robisz?! Puszczaj mnie!
Jej wrzask jesy okropny, więc jak najprędzej ją puszczam i idę do kuchni, by nalać sobie soku.
-Widziałam was w szpitalu.
Waliyha podążyła za mną, ale na szczęście już nie krzyczy.
-Wiem.
Burczę. Mruży oczy wściekła i zakłada ręce na piersi.
-Wyjaśnij mi to.
Żąda, a ja patrzę na nią z pobłażliwym uśmiechem.
-Waliyha, to nie twoja sprawa.
Odpowiadam i upijam łyk soku.
-Oczywiście, że moja!
Krzyczy i śmiało mogę powiedzieć, że jest wyprowadzona z równowagi. Brawo!
-Ty jesteś moim bratem, a Charlotte moją przyjaciółką i do cholery jasnej chcę wiedzieć, co się miedzy wami dzieje!!
Boże, od kiedy jest taka nieznośna? Wzdycham głośno i powoli.
-Lubię ją, okey?
Mówię po chwili namysłu. Nie wiem jak ubrać w słowa, to co czuję. Nie wiem nawet, czy można nazwać to miłością.
-Lubisz?
Pyta z nie do wierzeniem, a potem kręci głową z politowaniem. Mam jej już dosyć.
-A może ty ją kochasz?
Uśmiecha się głupkowato, a ja krztuszę się własną śliną.
-Co? Nie!
Waliyha podchodzi do mnie i kładzie dłonie na moich ramionach. Patrzę na nią z góry, gdy ta staje na palcach, by powiedzieć mi coś do ucha.
-Spróbuj ją skrzywdzić matole, a zapomnę o tym, że jesteśmy rodzeństwem i utnę ci to co sprawia, że jesteś facetem. Na żywca.
Odsuwa się i piorunuje mnie wzrokiem, by następnie szeroko się uśmiechnąć i zaśpiewać najbardziej irytującym głosem na świecie.
-Zayn kocha Charlie, Zayn kocha Charlie!
-Zamknij się.
Syczę i mijam ją. Z  jakiś powodów nie potrafię zaprzeczyć jej słowom.
_____________________________________________________
To już przedostatni rozdział przed epilogiem.
Następny chyba w niedzielę

15 marca 2015

Rozdział 16

Budzę się, ale nie otwieram oczu. Czuję przeszywający ból w głowie i przez chwilę brak mi tchu. Chcę podnieść ręce, ale są tak ciężkie, jakby zrobiono je z ołowiu. Otwieram delikatnie oczy i od razu zamykam. Moje powieki wydają się być za ciężkie. Gdy ból głowy się nasila, próbuję jeszcze raz otworzyć oczy. Leżę na łóżku, okryta kołdrą. Nade mną pali się lampka nocna, a w reszcie pomieszczenia panuje mrok. Patrzę na swoje ręce. Jestem podłączona do kroplówki, a oprócz tego, jedna z dłoni jest zabandażowana. Kiedy nadchodzi kolejna, ostra fala bólu, łapię się za głowę. Zaciskam oczy i zagryzam wargi. Chcę stłumić krzyk bólu, ale w końcu staje się on tak okropny, że nie wytrzymuję. Zaczynam krzyczeć i wyć z bólu. Po chwili do sali wbiega pielęgniarka, a tuż za nią dostrzegam Zayn'a. Łapiemy kontakt wzrokowy. Przez łzy mogę dostrzec szok malujący się na jego twarzy. Po kilku sekundach ból się zmniejsza, a ja sama robię się senna. Zamykam oczy i odpływam.

*

Kiedy ponownie wracam do rzeczywistości jest już jasno, no nie do końca, bo za oknem jest szaro i pada deszcz, ale wiem, że jest już dzień. Obok mojego łóżka, kręci się pielęgniarka, która coś zapisuje i grzebie przy kroplówce. Szumi mi w głowie i nie mogę sobie przypomnieć powodu, przez który jestem w takim stanie.
-Przepraszam.
Szepczę. Jestem na tyle słaba, że nie potrafię wydobyć z siebie głosu.
-Tak?
-Co się stało?
Kobieta wyjęła ze swojej kieszeni małą latarkę, którą poświeciła mi przed oczami.
-Pójdę zawołać lekarza.
Zostałam sama, więc jedyne co mi pozostało, to głęboko odetchnąć i się rozejrzeć. W sali jest jeszcze jedno łóżko, które teraz jest puste. Wokół mnie stoi kilka aparatur, a ja sama jestem poplątana w jakiś kablach podłączonych do mojego ciała. Nagle uderza we mnie jedna, istotna myśl.
Lekarze widzieli moje ciało.
Spinam się i robi mi się gorąco. To tylko kwestia czasu, gdy ze zwykłego szpitala przeniosą mnie do kliniki specjalistycznej. Z pewnością uznają mnie za chorą psychicznie i zamkną na jakiś czas, gdzie "będę mogła dojść do siebie". Czytałam już o takich przypadkach w internecie, na blogach dziewczyn, które po prostu miały trochę problemów ze swoją samooceną. I ja też tak mam, ale oni patrzą na to zupełnie inaczej.
Po kilku minutach do sali wraca lekarz, a wraz z nim pielęgniarka i.... moja matka? Co ona tu robi?
-Charlotte!
Z jej ust wydobywa się szloch. Jestem zaskoczona, bo to pierwszy raz, gdy widzę ją taką... zmartwioną? Nie wiem, nigdy nie widziałam w niej takich emocji i nie potrafię określić jak się czuje.
-Co się stało?
Zwracam się do mężczyzny w podeszłym wieku, który jest ubrany w kitel lekarski.
-Nie pamięta pani?
Kręcę niepewnie głową, zagryzając wargę.
-Miała pani wypadek, na skutek którego doszło do wstrząśnienia mózgu. Na szczęście nie skończyło się to gorzej, a ta chwilowa utrata pamięci jest naturalnym i krótkotrwałym stanem.
-A ten okropny ból?
-To jest stały element wstrząśnienia mózgu, będzie słabł, ale utrzyma się jeszcze przez kilka tygodni. Proszę się nie martwić, wszystko będzie w porządku.
Kiwam głową na znak zrozumienia. Jednak lekarz nie kończy. Opuszcza wzrok na moje odkryte ręce i cicho wzdycha. Serce podchodzi mi do gardła.
-Mamy natomiast inny problem.

*

-Dlaczego mi nie powiedziałaś?
Pyta roztrzęsiona Waliyha, która przyszła do mnie kilka minut temu. Na jej twarzy mogę dostrzec ślady łez i zmęczenia. Czuję się podle, że przez moją głupotę, inni ludzie marnują swoje zdrowie. Jak zwykle stwarzam tylko problemy. Dlaczego ten samochód nie uderzył mocniej? Wtedy jedynym zmartwieniem moich bliskich, byłaby organizacja pogrzebu, a potem już tylko cisza i spokój.
-Nie chciałam cię martwić.
Mówię cicho, odwracając wzrok.
-Martwić? Dziewczyno, jestem twoją przyjaciółką, wiesz, że zawsze bym ci pomogła!
Przechodzą mnie dreszcze, gdy słyszę jej w głosie tyle gniewu.
-Przepraszam.
Szepczę.
-Dlaczego to robisz?
Wzruszam ramionami. Nie chcę jej obarczać swoimi problemami. Są moje i ja muszę sobie z nimi radzić.
-Charlotte.
Naciska, a ja zbieram się na odwagę i patrzę na nią. Spoglądam w jej oczy, które zawsze były pełne blasku szczęścia, a teraz są jakby przygaszone, zasnute mgłą.
-Czasami nie daję rady.
Waliyha łapie moją dłoń i ją ściska.
-Więc dlaczego do mnie nie przyszłaś? Pomogłabym ci, razem dałybyśmy radę.
Kręcę głową.
-Nie rozumiesz.
-Tak, nie rozumiem, dlaczego moja przyjaciółka niszczy swoje życie.
-Może dlatego, że nie chce żyć?
Moje pytanie roznosi się echem po sali, mam wrażenie, że przenika do naszych ciał. Czuję jak dłoń Waliyhi mocniej się zaciska, jej źrenice się powiększają. Panuje nieznośna cisza, którą przerywa pukanie do drzwi. Spoglądamy w tamtą stronę i widzimy przez szybę Zayn'a. Wal spogląda z powrotem na mnie. Jest cała we łzach, a mnie ściska serce i jeszcze bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że nie zasługuję na tak wspaniałą przyjaciółkę.
-Pójdę już. Chcesz bym coś ci przywiozła? Pojadę tylko wziąć prysznic i coś na przebranie. Może czegoś potrzebujesz?
Kręcę głową i ściskam delikatnie jej dłoń.
-Przepraszam, że jestem beznadziejną przyjaciółką.
Szepczę. Oczy Wal ponownie zachodzą łzami, a ona kręci głową. Nachyla się i mnie obejmuje.
-Nigdy tak nie mów. Jesteś wspaniała. To ja jestem do kitu. Nie zauważyłam, że jesteś nieszczęśliwa i potrzebujesz wsparcia.
Zaciskam oczy, by odgonić łzy. Dziewczyna odsuwa się ode mnie i wychodzi. Jej miejsce zajmuje Zayn. Jest ubrany w czarne jeansy, biały t-shirt i koszulę w kratę, której nie zapiął. Ma seksowny, kilkudniowy zarost i podkrążone oczy. Kolejna osoba, której marnuję czas.
-Jak się czujesz?
Pyta, drapiąc się po karku. Wzruszam ramionami i odpowiadam.
-Raczej nic nie czuję.
Podginam kolana i obejmuję je rękoma. Dotykam wenflonu i bawię się nim, milcząc.
-Charlie.
Zayn wzdycha i chwyta moją dłoń. Próbuję ignorować dreszcz, który przeszedł przez całe moje ciało.
-Przepraszam.
Zerkam na niego. Opiera się rękoma o brzeg mojego łóżka i trzyma moją dłoń blisko swoich ust. Składa na niej czuły pocałunek. Szybko zabieram ją i z powrotem bawię się wenflonem.
-Wiem, jestem skończonym idiotą, dupkiem, tchórzem, kretynem, frajerem... Ale chciałem dobrze... Wiesz, że zawsze pragnąłem twojego dobra.
Milczę. Targają mną różne emocje, przez co chce mi się płakać. Jestem taka słaba.
-Charlie, powiedz coś...
Prosi i jeszcze raz mnie dotyka. Nie odsuwam się, ale też nie reaguję.
-Skarbie, odezwij się.
Skarbie. Spoglądam na niego, choć przez łzy widzę niewyraźnie. Patrzymy na siebie w milczeniu, aż w końcu Zayn przysuwa się bliżej mnie i ujmuje w swoje dłonie moją twarz. Gładzi kciukami policzki, całuje delikatnie w czubek nosa. Jego zarost mnie łaskocze, zapach odurza, a piwne oczy wciąż magnetyzują. Serce bije mi jak oszalałe,a wszystko o czym jestem w stanie myśleć to to, że nigdy nie powinnam reagować na niego w taki sposób.
-Charlie, wiesz, że cię kocham.
Szepcze, a potem czuję jego wargi. Miękkie i ciepłe. Odbierające mi zdolność racjonalnego myślenia, porywające do zupełnie innego świata. Szumi mi w głowie i czuję mrowienie w brzuchu. Co to znaczy, że mnie kocha?
-Charlotte, zapomniałam o...
Odrywamy się od siebie gwałtownie. Patrzę zaskoczona na Waliyhę stojącą w progu. Ma otwartą buzię i widzę, że jest zszokowana. Tylko tyle. Zszokowana.
-Wrócę później.
Mamrocze po kilku sekundach i wychodzi. Co się właśnie stało!?

*

-Witaj Charlotte, jak się dziś czujesz?
Na stołku tuż obok łóżka siada kobieta, której twarz emanuje spokojem i radością. Ma delikatny uśmiech, a w jej oczach dostrzegam blask. Wydaję mi się, że ma nie więcej niż 35 lat,a jasnobrązowa grzywka dodaje jej dziewczęcego uroku. Jest ładna i ściska mnie serce na myśl, że ja nigdy nie będę tak wyglądać.
-Nijak.
Odpowiadam na jej pytanie i poprawiam się na łóżku. Jestem w szpitalu od trzech dni i mam już dosyć ciągłego leżenia na tym niewygodnym łóżku.
Kobieta kiwa głową na znak zrozumienia i zakładając nogę na nogę, ponownie się odzywa.
-Zacznę może od początku. Wtedy będzie nam łatwiej rozmawiać.
Przytakuję i wpatruję się w nią uważnie.
-Nazywam się Anastasia Greene. Mam 32 lata, jestem zaręczona i od 6 lat jestem wykształconym psychologiem. Zostałam poproszona o pomoc przez twoją mamę, ale najpierw muszę wiedzieć, czy ty chcesz tej pomocy?
Siedzę przez chwilę w milczeniu. Czy ja potrzebuję pomocy? Nie wiem. Ostatnio nie wiem nic. Nie wiem czy to, co się ze mną dzieje można nazwać problemami. Może sobie to wszystko ubzdurałam? Jestem dość otępiała, to chyba przez te ciągłe kroplówki. W dodatku zmuszają mnie do picia jakichś koktajli, ale nie czuję ich smaku. Od wczorajszego popołudnia mam wrażenie, że żyję między jawą a snem. Nie potrafię się skupić,a tym bardziej racjonalnie myśleć. Lekarze wykorzystują to i wpychają we mnie koktajle i leki. W mojej głowie pojawia się przebłysk chwili, której nie pamiętam zbyt dobrze. Wydaję mi się, że było to wczoraj rano, gdy po raz pierwszy podali mi koktajl. Powiedzieli, że to zmiksowane jedzenie i że pomogą mi odzyskać prawidłową wagę. Pamiętam, że im odmówiłam, a potem, gdy nalegali bym jadła, zaczęłam krzyczeć. Nie jestem pewna, czy tak rzeczywiście było, po potem obudziłam się w porze lunchu i od tamtej pory trwam w tym dziwnym stanie. Więc nie wiem już nawet, co jest prawdą a co wytworem mojej wyobraźni.
-Charlotte?
Mrugam i koncentruję się na kobiecie. Obserwuje mnie, tak jak to robił doktor dzisiaj rano. Jakbym była dzikim zwierzęciem w klatce, które oszalało,a oni badaczami, próbującymi rozgryźć moje zachowanie.
-T-tak?
Odchrząkuję.
-Chcesz, bym pomogła ci wrócić do zdrowia?
-Nie wiem.
Wzruszam ramionami.Jej wzrok łagodnieje, a chwilę potem chwyta moją dłoń i gładzi jej wierzch kciukiem.
-Opowiedz mi o sobie.
Prosi łagodnym głosem. Jest taki miły, że przypomina mi głos małego dziecka.
-Mam na imię Charlotte, ale Zayn mówi mi Charlie.
Kobieta kiwa głową i posyła mi delikatny uśmiech. Mocniej ściska moją dłoń, dając sygnał, że jest i że słucha.
-Mam... 17 lat i...
Wzruszam ramionami, nie wiedząc, co powiedzieć więcej. Nie jestem nikim interesującym. Nie mam ciekawych zainteresowań, ani nie uprawiam sportu. Nie jestem zabawna ani inteligentna. Nie ma nic, co mogłabym o sobie opowiedzieć.
-Co sprawia ci radość?
Pyta. Zamyślam się, próbując przypomnieć sobie chwile, w których byłam szczęśliwa. Gdy przychodzą mi one do głowy, są to głównie wspomnienia z dzieciństwa, gdy byłam razem z Zayn'em praktycznie nierozłączna. Te chwile sprawiały mi największą radość. Myślę dalej i kolejne dobre momenty, były wtedy, gdy również byłam z Zayn'em, ale nie kiedyś. Teraz. Jego obecność sprawia mi radość.
-Zayn.
Odpowiadam cicho. Pieką mnie policzki i odwracam wzrok. Jej kciuk wciąż gładzi moją skórę.
-To twój chłopak?
Kręcę głową.
-Przyjaciel.
Wyjaśniam.
-Myślę, że jest kimś więcej nic przyjacielem.
Odpowiada zagadkowo. Spoglądam na nią skonsternowana.
-Rozmawiałam z nim chwilę. Wspominał, że nie było go jakiś czas,a gdy wrócił, byłaś zupełnie inną osobą. Czy to jego wyjazd tak na ciebie wpłynął?
Zamykam oczy i wracam do momentu, gdy dowiedziałam się, że Zayn wyjechał. Owszem, byłam zła i wściekła, ale przede wszystkim smutna i opuszczona. Ale to nie to było powodem tego wszystkiego. Miałam wtedy 12 lat i nie wiedziałam, że coś takiego może się dziać. Początek moich "problemów" jest o wiele bardziej skomplikowany. Jest ukryty głęboko w moim umyśle, zakorzeniony jak najgorszy chwast, które nie da się pozbyć.
-Nie.
Odzywam się wreszcie, przypominając sobie o obecności psychologa. Trochę kręci mi się w głowie i jestem zmęczona.
-Więc co wpędziło cię w ten okropny bałagan?
Bałagan. Podoba mi się to, jak nazwała moje życie. Jeden, wielki bałagan.
-Chyba raczej KTO.
Mamroczę, coraz bardziej senna. Kurczę, co oni mi podają?
-Kto?
Z trudem utrzymuję otwarte powieki i ostatkiem sił odpowiadam.
-Rówieśnicy i moja mama.
Kładę się i przykrywam kołdrą, a następnie zasypiam.
____________________________________________________
Nie bardzo wiem, co mogę napisać, więc tylko podziękuję, że jesteście :) DZIĘKUJĘ xx

Następny rozdział... ciężko powiedzieć, bo czeka mnie ciężki tydzień ;_;

11 marca 2015

Rozdział 15

-W co ty grasz Charlie?
Jej głos jest surowy, a ona sama, pełna powagi. Wiem, że nie uda mi się ją zbyć jakimś głupim kłamstwem, a powiedzenie prawdy, w ogóle nie wchodziło w grę. Przełykam gulę formującą się w moim gardle i cicho odchrząkuję.
-Wiem, że to głupie i irytujące, że wpadam tu i ryczę, a teraz nic nie mówię, ale... to dla mnie ciężki temat i... nie chce dziś o tym rozmawiać... Przepraszam. Wiem, że się martwisz i wiem, jak bardzo na to nie zasługuję, ale naprawdę... Przepraszam.
Spuszczam wzrok na swoje palce, a sekundę później, czuję jak Waliyha mnie obejmuje.
-W porządku. To ja powinnam przeprosić, że tak naciskam.
Wtulam się w nią.
-Powiesz mi, gdy będziesz na to gotowa.
Dodaje cicho, gładząc mnie po plecach. Odsuwamy się od siebie po kilku minutach i decydujemy się na obejrzenie "Love, Rosie". Waliyha proponuje byśmy zjadły coś zanim zaczniemy oglądać film, a ja tylko niemrawo przytakuję. Schodzimy do kuchni, w której krząta się mama Wal, przygotowując sobie herbatę.
-O, Charlotte! Miło cię widzieć.
-Dobry wieczór.
Wymieniamy się uśmiechami, po czym kobieta znika w salonie. Zajmuję miejsce przy kuchennej wyspie i obserwuję jak Waliyha przegląda zawartość lodówki. Ściska mnie w gardle, gdy to widzę, ale powtarzam sobie, że muszę zjeść. Nawet jeśli nie dla siebie, to zrobię to dla Zayn'a. Tylko dlaczego tak bardzo mi zależy na tym, by go nie zawieść? Bo chcesz być dla niego najlepsza- szepcze moja podświadomość. Odrzucam tą myśl, ponieważ jesteśmy tylko przyjaciółmi.
-Charlotte.
Odzywa się Waliyha.
-Co powiesz na tosty z nutellą?
Tosty-okey, nutella- nigdy w życiu.
-Um... masz może biały ser?
Pytam, gdy jako pierwszy przychodzi mi do głowy. Nie ma złego smaku i jest dość mało kaloryczny.
Dostrzegam lekki uśmiech na twarzy przyjaciółki, gdy wyciąga z lodówki ser.
-Cieszę się, że odzyskujesz apetyt.
Mówi, wkładając chleb do tostera. Wzruszam ramionami i obserwuję ruchy Wal. Po kilku minutach stawia przede mną talerz z trzema tostami, a na każdym plaster sera i kawałek pomidora.
-Dziękuję.
Mamroczę i gryzę pierwszy kawałek. Zjadam tylko dwa tosty, tłumacząc, że jadłam w domu obiad. Waliyha i tak jest zadowolona, że w ogóle coś zjadłam. Gdy wracamy do pokoju, sięgam po swój telefon. Mam wiadomość od Zayn'a.

Od: Zayn: 
Wszystko w porządku?

Wystukuję szybko odpowiedź.

Do: Zayn:
Właściwie, to tak...

Nie muszę długo czekać na odpowiedź, bo zaledwie już po 2 minutach słyszę sygnał nadchodzącego sms'a.

Od: Zayn: 
Możemy się jutro spotkać?

Zagryzam wargę na wspomnienie naszego ostatniego spotkania i tego, jaki był finał. Nowe wspomnienia napływają do mojej głowy, sprawiając, że moje policzki zaczynają piec. Chcę odpisać, że nie, ponieważ obiecałam sobie, że nie pozwolę ci się do mnie bardziej zbliżyć, ale zamiast tego wystukuję cztery litery.

Do: Zayn: 
Okey
*

Naciskam na dzwonek i przestępuję z nogi na nogę. Stoję przed drzwiami do mieszkania Zayn'a, punktualnie o 18. Otwiera mi drzwi, ubrany w czarne dresy, które wiszą mu nisko na biodrach. Prócz tego, nie ma na sobie nic więcej.
-Cześć.
Wita mnie i wpuszcza do środka. Biorę wdech i przekraczam próg mieszkania, które całe jest przesiąknięte jego zapachem. Zdejmuję płaszcz i kieruję się do salonu. Na oparciu fotela leży biała bluzka, którą Zayn szybko zabiera i niechlujnie składa, a następnie zanosi do sypialni. Siadam na kanapie i czekam aż wróci. Denerwuję się i próbuję zachować otwarty umysł.
-Dobrze wyglądasz.
Mówi, gdy wraca, zaburzając tym samym, cały mój spokój. Rumienię się, a moje serce przyspiesza. Nie chcę tego dziwnego łaskotania w brzuchu.
-Dzięki.
Mamroczę. Zayn siada obok mnie i delikatnie chwyta za moją brodę, którą unosi do góry. Patrzę w jego oczy, które mienią się blaskiem.
-Dlaczego wczoraj płakałaś?
Pyta, a moja mina rzednie. Przypuszczałam, że będzie się o to dopytywał, ale nie sądziłam, że od razu od tego zacznie.
-Zły dzień.
Odpowiadam wymijająco. Prycha cicho i opuszcza swoją dłoń.
-Charlie, do cholery, powiedz prawdę.
Warczy, zirytowany. Wytrzymuję jego twarde spojrzenie, aż wreszcie Zayn się poddaje i opuszcza głowę, cicho wzdychając.
-Moi rodzice mają romans.
Szepczę, natchniona odwagą. Zaciskam powieki, czuję jak słone łzy zaczynają moczyć moje policzki. Gdy je otwieram, napotykam szeroko otwarte oczy Zayn'a.
-Co?
Pyta z nie do wierzeniem.
-Moja mama wszystko mi powiedziała.
Mówię, ocierając policzki.
-Przykro mi.
Wzruszam ramionami.
-Przecież to nie twoja wina. Nikt tego się nie spodziewał.
Jego twarz wykrzywia się w dziwnym grymasie, ale szybko zastępuje to maską wyrozumiałości. Mimo to, mojej uwadze nie umyka jego dziwne zachowanie. Nie patrzy mi w oczy i zagryza wargę. Pragnę odgonić narastający niepokój i opanować nerwy, ale nie potrafię. Nie teraz, gdy widzę, że Zayn coś ukrywa.
-Zayn.
Patrzy mi w oczy, ale jest to raczej spojrzenie, gdy jest się skruszonym.
-Nie wiedziałeś o tym, prawda?
Pytam cicho, drżącym głosem. Zaczyna mi szumieć w głowie i czuję się jak w pułapce, która się zmniejsza i dąży do tego, by mnie zgnieść.
-Zayn..
Dodaję. Mój głos brzmi płaczliwie, choć łzy dopiero zaczęły zbierać się w oczach.
-Wiedziałem o twoim  ojcu.
Otwieram szeroko oczy, bo choć właśnie takiej odpowiedzi się spodziewałam, to jest ona dla mnie wstrząsająca.
-C-co?
Jąkam się.
-Wtedy... 5 lat temu... twój ojciec spotykał się z moją matką.
Ta wiadomość uderza we mnie jak rozpędzony tir, który następnie zmiata ciało z powierzchni ziemi. Przestaję oddychać, a mój mózg pracuje na najwyższych obrotach. Gdy brakuje mi powietrza, nabieram go gwałtownie.
-Dlaczego mi nie powiedziałeś?
Szepczę. Zayn łapie moją dłoń, ale szybko ją wyszarpuję i wstaję. Zayn idzie w mój ślad i stajemy naprzeciw siebie.
-Nie chciałem cię zranić.
-Więc postanowiłeś mnie okłamać!
-Nie okłamałem cię.
Kładzie dłonie na moich ramionach, a ja odskakuję od niego jak poparzona.
-Faktycznie, przecież ty uciekłeś!!
Łapię się za głowę i zaczynam chodzić po pokoju.
-Musiałem.
Jak on może być wciąż spokojny?!
-Jak to musiałeś?!
Wrzeszczę.
-Wyobraź sobie, że dla mnie to też był szok, gdy zobaczyłem swoją matkę z twoim ojcem! Nie potrafiłem na nią normalnie spojrzeć! Jeszcze ta sytuacja z twoim ojcem...
Zayn opada bezsilnie na kanapę, chowając twarz w dłonie.
-Jaka sytuacja?
Obserwuję go, jak przeczesuje swoje włosy. Gdy na mnie spogląda, moje serce ściska się z żalu. Jego oczy są zaczerwienione, a od niego samego bije ogromny smutek. Chcę usiąść obok niego i mocno przytulić, ale mam w sobie tyle emocji, które nie pozwalają mi zrobić choćby najmniejszy krok.
-To ja pobiłem twojego ojca.
Mówi cicho. Muszę przytrzymać się oparcia fotela, by nie upaść. Do mojej głowy wracają wspomnienia zmasakrowanej twarzy mojego ojca. Rozcięty łuk brwiowy, złamany nos i szczęka, oprócz tego liczne zadrapania i siniaki. Teraz wszystko staje się jasne. Dlaczego ojciec tak nalegał na to, by nie zgłaszać tego na policję, dlaczego nie pamiętał twarzy swojego oprawcy, dlaczego pierwszą osobą, która pojawiła się w szpitalu i która powiadomiła nas o wypadku, była matka Zayn'a. To był sekret tej trójki, który wreszcie ujrzał światło dzienne.
-Boże...
Przykładam dłoń do ust. Robi mi się słabo, a łzy przysłaniają całą widoczność.
-Charlie...
Czuję dłonie Zayn'a, które próbują mnie objąć.
-Zostaw mnie!!
Krzyczę i rzucam się, byleby móc od niego uciec.
-Nienawidzę cię!
Wrzeszczę jeszcze głośniej, jeszcze bardziej rozhisteryzowana. Wybiegam z salonu i kieruję się do drzwi. Nie mam czasu na czekanie na windę, więc zbiegam po schodach na sam dół, a gdy jestem już na dworze, nie zatrzymuję się. Biegnę przed siebie, co rusz na kogoś wpadając. Czuję się jak zwierzę, któremu tak nagle odebrano wolność. Nie potrafię się zatrzymać i choć moje nogi pulsują z bólu, a moje płuca płoną żywym ogniem, to biegnę dalej. Nie potrafię złapać oddechu, co skutkuje coraz mniejszą świadomością. Nie panuję nad sobą, a mój umysł jest jak za mgłą. Jedyne co do mnie dociera to to, że nagle znajduję się na środku ruchliwej ulicy, a prosto na mnie jedzie rozpędzony samochód. Zamykam oczy. Najpierw słyszę przeraźliwy pisk opon, a potem czuję silne uderzenie.
______________________________________________
Cześć wam :)
Tooo.... co sądzicie o tym rozdziale? :)

Z racji, że wyjeżdżam na weekend do mojej siostry, rozdział pojawi się dopiero w niedzielę, za co z góry przepraszam xx

8 marca 2015

Rozdział 14

Charlotte

Wychodzę ze szkoły, jednocześnie wybierając numer Waliyhi. Odbiera po kilku sygnałach, a jej głos jest cichy i zaspany.
-Halo?
-Cześć, Wal. Jak to możliwe, że jeszcze śpisz? Mamy już 15!
Słyszę w słuchawce jej ziewanie.
-Całą noc bolał mnie brzuch i nie mogłam spać. Teraz to nadrabiam.
-Mhm.
Opuszczam dziedziniec szkoły i kieruję się w stronę przystanku autobusowego.
-Wpadniesz dziś do mnie? Urządzimy filmową noc. Poza tym, tak dawno cię nie widziałam.
-Tak, to dobry pomysł.
Zatrzymuję się, by popatrzeć na torebki, które leżą na wystawie, jednego z tych drogich i firmowych sklepów. Jedna z nich przyciąga moją uwagę, jednak wiem, że jej nie potrzebuję. Mam w domu kilka torebek, których nigdy nie używam i nie potrzebuję kolejnej. Wzdycham cicho, wsłuchując się w monolog Wal, na temat nowego odcinka "Keeping up with the Kardashians" i odwracam wzrok od wystawy. Niestety to co ujrzałam, złamało moje serce dużo bardziej niż ta torebka. Widok własnej matki w ramionach obcego mężczyzny, który namiętnie całuje ją w usta jest szokiem dla każdego dziecka. Niezależnie, czy ma 5, 10 czy 30 lat. Myślisz sobie, że chciałbyś w życiu spotkać taką miłość jaką mają twoi rodzice, ale potem okazuje się, że miałaś klapki na oczach i nie dostrzegałaś prawdy.
-Do zobaczenia, skarbie.
Głos mojej matki jest piskliwy, a szeroki uśmiech na jej twarzy, dobija mnie jeszcze bardziej. Przy tacie, nigdy się tak nie uśmiechała. Z resztą, nawet przy mnie i Sam'ie nie była taka szczęśliwa. Mama nie zauważa mnie i wsiada do taksówki, posyłając mężczyźnie buziaka w powietrzu. Odjeżdża, a do mnie dociera głos Waliyhi.
-Ziemia do Charlotte!!! Halo?! Słyszysz mnie?!?!
-Wal...j-ja...muszę kończyć.
Nie czekając na odpowiedź, rozłączam się. Zaciskam oczy i próbuję złapać oddech. Czuję narastający atak paniki. Co teraz będzie? Czy mam powiedzieć o tym ojcu? Czy powinnam najpierw porozmawiać z mamą? A może w ogóle mam nic nie mówić?
-Wszystko w porządku?
Otwieram zaskoczona oczy. Mężczyzna mojej mamy, zbliżył się do mnie. Jest zaniepokojony.
-T-tak.
Kiwam głową i pociągam nosem.
-Jesteś pewna? Jesteś strasznie blada. Może zadzwonię po pogotowie?
Jest młody. Za młody na moją matkę. Jest wysokim blondynem o niebieskich oczach. Zupełne przeciwieństwo taty. Czy on wie, że jestem córką jego kochanki? Czy on w ogóle wie, że ona ma męża, dzieci, dom?
-Pójdę już.
Oznajmiam i mijam go. Łzy moczą moje policzki. Najbardziej zraniło mnie to, że pierwszy raz w życiu widziałam moją mamę tak szczęśliwą. Dlaczego my nie mogliśmy jej uszczęśliwić? Czego brakowało  naszej rodzinie, że musiała poszukać radości gdzie indziej?
Gdy wreszcie docieram do domu jest już ciemno, a na dworze zerwał się wiatr. Jak zwykle zastaję panią Nadię, która jest zbyt zajęta polerowaniem kieliszków, by zauważyć, że wróciłam. Idę do swojego pokoju i zamykam się w nim. Co teraz się stanie z naszą rodziną? Nie potrafię przestać myśleć o tym co zobaczyłam. Ilekroć zamykam oczy, widzę ten sam obraz, a on przynosi tyle bólu. Do moich uszu dociera huk zamykanych drzwi, więc cicho otwieram swoje i wychodzę na korytarz. Podchodzę do balustrady i obserwuję moją mamę, która zdejmuje swój płaszcz, przeglądając się jednocześnie w lustrze i uśmiechając.
-O, Charlotte!
Zauważa mnie, a jej uśmiech od razu znika. Próbuję ignorować ukłucie w sercu, gdy się odzywam.
-Cześć. Jak ci minął dzień?
Na jej twarz wraca delikatny uśmiech, a ona opuszcza wzrok i na sekundę się zamyśla. Gdy z powrotem na mnie patrzy, jest już poważna.
-Dobrze, a tobie?
Wzruszam ramionami. Moja mama patrzy na mnie, aż w końcu wzdycha i odwraca się. Chwytam mocniej poręcz, a moje serce przyspiesza.
-Kim był ten mężczyzna?
Pytam. Mój oddech drży, mam szum w głowie i jestem przytłoczona. Mama zatrzymuje się gwałtownie i patrzy na mnie. Jej oczy są szeroko otwarte. Gdy dociera do niej sens moich słów, na jej czole pojawia się zmarszczka. Kieruję się w stronę schodów i szybko pokonuje stopnie, aż staje tuż obok mnie.
-Co powiedziałaś?
Syczy, chwytając mnie gwałtownie za nadgarstek. Próbuję stłamsić chęć piśnięcia z bólu.
-Widziałam cię dziś przed kawiarnią. Jak mogłaś zrobić to tacie?
Mój głos jest cichy i płaczliwy, choć jeszcze nie uroniłam łez. Jej palce mocniej się zaciskają, a ona przysuwa swoją twarz do mojej.
-Śledzisz mnie? Własną matkę?
-Wracałam ze szkoły.
Szepczę, czuję wilgoć pod powiekami.
-Nic nie rozumiesz.
Mówi i puszcza mnie.
-Nie wiesz jak się czuję.
Łapie się za głowę i zaczyna nerwowo kręcić się po korytarzu.
-Nikt nie może się o tym dowiedzieć.
Mówi stanowczo, zatrzymując się i wbijając we mnie surowe spojrzenie.
-Dlaczego oszukujesz tatę?
Matka parska śmiechem, a ja czuję się zdezorientowana i zagubiona. Jej oczy zachodzą łzami, mimo to ona nadal się głupkowato uśmiecha.
-Ja oszukuję?!
Śmieje się histerycznie, kładąc dłoń na piersi. Nic nie rozumiem. Nagle mama poważnieje i podchodzi do mnie. Ma nadal łzy w oczach, ale nie pozwala im wypłynąć.
-Zapytaj się lepiej swojego tatusia, czy kiedykolwiek nas nie oszukiwał. Zapytaj go! Myślisz, że dlaczego przez cały czas nie ma go w domu?!
Tracę grunt pod nogami. To wszystko spada na mnie tak nagle i czuję, że jeszcze chwila, a nie dam rady się utrzymać. Oczy zachodzą  mi łzami.
-Dlaczego?!!
Krzyczy. Nigdy nie widziałam jej w takim stanie. Jest wściekła i zrozpaczona, jednocześnie.
-N-nie wiem.
Odpowiadam płaczliwie. Zaczynam cała drżeć.
-Bo pieprzy się ze swoją sekretarką!! Przez cały czas to robi!! Zdradza mnie odkąd tylko wzięliśmy ślub!
Czuję bolesne łomotanie w sercu, brakuje mi tchu, a łzy wypływają na policzki. Biegnę do swojego pokoju  i zamykam się w nim. Osuwam się po drzwiach w dół, przyciskając dłoń do ust i próbując hamować krzyk. Jak to możliwe, że niczego nie zauważyłam? Jak to możliwe, że tak łatwo dałam się nabrać na chwyt z nawałem pracy i wyjazdami w delegację? Od dziecka uważałam ojca za najbliższą mi osobę. W przeciwieństwie do mamy, był ze mnie dumny i nigdy mnie nie krytykował. Był moją skałą, na której oparłam całe swoje wyobrażenie o miłości. Naiwnie wierzyłam, że kocha nas i mamę, a prawda była taka, że żadne z moich rodziców nie pała do siebie uczuciem. A skoro nie kochają siebie, to jak mogą kochać coś, co jest dziełem ich współpracy? Skoro unikają się jak ognia, to nas też wolą omijać. Taka jest prawda, a ja czuję się, nie pierwszy raz, pokonana przez życie.
Siedzę na podłodze przez dłuższy czas, aż w końcu podnoszę się i spoglądam na zegarek. Jest 20. Robię rzecz, która jako pierwsza przychodzi mi do głowy. Kieruję się do łazienki i odszukuję w szafce żyletkę. Podciągam rękaw bluzy i przykładam ostrze do skóry, ale gdy chcę wykonać pierwsze nacięcie, w mojej głowie pojawia się obraz Zayn'a. Widzę jego zawiedzioną minę i głos, który powstrzymuje mnie przed zadaniem bólu. Tak bardzo chciałbym to zrobić, ale ta natrętna myśli mi nie pozwala. Nie wtedy, gdy widzę przed oczami Zayn'a. Wreszcie wypuszczam żyletkę z rąk, która upada z głuchym odgłosem na płytki. Zaczynam płakać z tej obezwładniającej bezsilności. Wracam do pokoju, z szafy wyjmuję małą torbę i upycham w nią ubrania. Następnie zakładam płaszcz i buty, biorę torbę, portfel i telefon i wychodzę z domu. Kieruję się na przystanek, a następnie do domu Waliyhi. Docieram tam w niespełna 20 minut i zaskoczeniem odkrywam, że na podjeździe stoi auto Zayn'a. Jest piątek wieczorem, a on odwiedza swoją rodzinę? Niepewnie naciskam na dzwonek i chwilę później otwiera mi gospodyni. Witam ją i wchodzę do środka, ściągając płaszcz oraz buty. Zerkam jeszcze w lustro i jestem przerażona widząc opuchniętą od płaczu twarz. Waliyha z pewnością tego nie przemilczy. Już chciałam się wspiąć po schodach na górę, ale powstrzymuje mnie głośny, dziewczęcy śmiech dobiegający z kuchni. Zatrzymuję się i wsłuchuję w głosy. To Zayn, który rozmawia z jakąś dziewczyną i przysięgam, że już gdzieś ją słyszałam. Robię kilka kroków w tył, by móc zobaczyć kim jest ta dziewczyna. Rozpoznaję w niej znajomą Zayn'a, którą miałam okazję spotkać, choć myślę, że określenie "znajoma", to stanowczo za mało. Jeśli dobrze pamiętam, ma na imię Perrie i jest piękna, a jej uśmiech powala na kolana. Zastanawiam się, dlaczego Zayn przyprowadził ją do rodzinnego domu, skoro nawet nie siedzą z rodziną? Wzdycham cicho i ruszam na górę. Pukam do pokoju Wal i nie czekając na pozwolenie, wchodzę do środka. Zastaję ją, siedzącą na łóżku i piszącą z kimś na WhatsApp'ie. Ostatnio tylko w ten sposób komunikuje się z ludźmi.
-Cześć.
Mówię. Wal uśmiecha się, ale gdy na mnie spogląda, kąciki jej ust od razu opadają.
-Co się stało?
Pyta, wstając szybko i podchodząc do mnie. Zagryzam wargę, by móc powstrzymać łzy i wzruszam ramionami. Waliyha przyciąga mnie do siebie i mocno obejmuje, a ja upuszczam torbę, którą trzymałam i odwzajemniam ten uścisk, pozwalając łzom wypłynąć. Stoimy tak przez chwilę, a w pokoju słychać tylko mój szloch i cichy, uspokajający głos przyjaciółki. Gdy się od niej odsuwam, prowadzi  mnie do łóżka, na którym siadamy. Uważnie mi się przygląda, pocierając moje ramię. Nie odzywa się i jestem jej za to niezmiernie wdzięczna. Nie wiem jak miałabym jej wytłumaczyć to, co się dowiedziałam. Drzwi pokoju gwałtownie się otwierają, a w ich progu staje Zayn,
-Waliyha, wychodzimy już i ...Charlie?
Jego mina poważnieje i wchodzi do środka, zamykając za sobą drzwi. Czuję mrowienie w dole brzucha i automatycznie robi mi się miło, gdy go widzę. Wygląda tak dobrze w czarnych jeansach i bordowym swetrze.
-Coś się stało?
Pyta i dociera do niego, jak głupio zabrzmiało to pytanie.
-To nic takiego.
Mówię pospiesznie, ocierając policzki i biorąc kilka wdechów.
-Zły dzień.
Dodaję i silę się na uśmiech. Widzę, że ani Waliyha, ani Zayn nie wierzą w żadne moje słowo, ale wymieniają między sobą porozumiewawcze spojrzenia.
-Okey... Jak coś to wychodzimy, zadzwońcie w razie problemów.
Oznajmił, nie spuszczając ze mnie wzroku. Czuję się jak skończona idiotka i z ulgą wypuszczam powietrze, gdy Zayn wychodzi. Jest mi niesamowicie głupio, bo przyszłam tutaj, wybuchłam rykiem, a teraz nie chcę nic mówić. Zachowuję się jak rozhisteryzowana nastolatka, która wszystko wyolbrzymia i jestem pewna, że swoim zachowaniem denerwuję innych. Najlepiej byłoby, gdybym umarła. Wtedy nikt nie musiałby się ze mną użerać.
-To co? Jaki film proponujesz?
Pytam, udając ożywioną i zdeterminowaną do obejrzenia jakiegokolwiek filmu. Waliyha przygląda mi się spod przymrużonych powiek i próbuję to wytrzymać, ale wtedy się odzywa, burząc mur, który udało mi się zbudować w ciągu tej chwili.
-W co ty grasz Charlie?
_____________________________________________________
Przepraszam za ten zastój, ale już się poprawiam :)
Następny rozdział postaram się dodać w środę ;)

Ps. do końca tego ff zostało tylko 5 rozdziałów (jak ten czas pędzi o.o)

3 marca 2015

Rozdział 13

-W porządku?
Pyta Zayn, gdy powoli otwieram oczy. Jestem zdezorientowana. Rozglądam się i zaczynam sobie wszystko przypominać. Musiałam zasnąć zanim Zayn zdążył podać mi wodę. To dziwne.
-Taa.
Odmrukuję i podnoszę się do pozycji siedzącej. Trochę kręci mi się w głowie.
-Która godzina?
Pytam, gdy dostrzegam, że za oknem jest już ciemno i mogę podziwiać nocną panoramę Bradford. W całym mieszkaniu pali się kilka małych lamp.
-Kilka minut po 19.
-Chyba powinnam już pójść.
Mówię cicho, bardziej do siebie niż do niego. Przeczesuję dłonią włosy i wstaję, a zaraz po mnie Zayn.
-Możesz jeszcze zostać...
Mówi, a ja patrzę zaskoczona w jego stronę. Stoimy blisko siebie, a jego oddech jest urywany. Jego oczy pociemniały i teraz wwiercają się w moje. On tak pięknie pachnie.
-J-ja nie chcę dłużej zabierać ci czas.
Mamroczę poddenerwowana. Motyle w moim brzuchu oszalały.
-Jest dobrze.
Szepcze i ledwo nadążam zrozumieć to co się dzieje, a już czuję jego usta na moich. Są miękkie i ciepłe. Mają posmak tytoniu, który musiał wypalić zanim się obudziłam. To dość podniecające, zwłaszcza, gdy wsuwa swój język do moich ust i lekko mnie nim pieści. Swoimi dużymi dłońmi ujmuje moją twarz. Unoszę się na palcach, by lepiej go poczuć i zaczynam odwzajemniać pocałunki. Nie mija minuta, gdy kładzie dłonie pod moimi pośladkami i sprawnie mnie unosi. Piszczę zaskoczona i mocno obejmuję go za kark. Zmiażdżę go swoim ciężarem.
-Jesteś taka lekka.
Mówi, jakby właśnie odczytał moje myśli i chciał im zaprzeczyć. Nie zdążę odpowiedzieć, gdy znowu zaczyna mnie całować. Moje podbrzusze zaczyna pulsować i czuję ciepło, które się we mnie kotłuje. Wchodzimy do sypialni i niemal od razu zostaję rzucona na łóżko. Moje serce wali jak szalone. Obserwuję Zayn'a z dołu, podpierając się na łokciach. Ściąga bluzę przez głowę, odsłaniając nagi, umięśniony i pokryty tatuażami tors. Jest piękny i gorący. Tajemniczy i pociągający. Marzenie zarówno nastolatek jak i dorosłych kobiet. Pojawia się nade mną, kładąc dłonie po obu stronach mojej głowy. Pochyla się i sunie nosem wzdłuż kości policzkowej do podstawy szyi. Składa mokry pocałunek i wsuwa dłonie pod mój sweter. Przechodzą mnie dreszcze i z niecierpliwością oczekuję na to co nadchodzi wielkimi krokami. Gdzieś z tyłu mojego umysłu czuję niepokój, spowodowany moim ciałem i tym, że gdy Zayn zobaczy mnie nagą, może być przerażony tym jak gruba jestem.
Chwyta brzegi mojego swetra i podwija go do góry, całując każdy nowo odkryty kawałek mojej skóry. Z jego pomocą ściągam materiał i odrzucam za siebie. Niespodziewanie Zayn łapie mnie za nadgarstki i unosi moje ręce, bacznie się im przyglądając. Przełykam głośną ślinę czekając na to, aż powie, że mam się ubrać i wyjść. Ale nic takiego się nie dzieje. Zamiast tego muska skórę na moich rękach, dotyka kciukami każdej blizny. Szczególną uwagę zwraca na te świeże rany. Następnie patrzy mi w oczy, a ja dostrzegam ból wypisany na jego twarzy. Całuje mnie lekko w usta, ale to dla mnie za mało. Wsuwam palce w jego włosy i pogłębiam pocałunek. W przeciągu kilku minut pozbywamy się swoich ubrań,a Zayn znowu poświęca chwilę, by móc wycałować moje blizny, tym razem te na udach i kościach biodrowych. Nic nie mówi i jestem mu za to niezmiernie wdzięczna. Gdy jestem całkowicie naga, rumienię się. Zayn przygląda mi się intensywnie i robi coś, co zupełnie mnie zaskakuje. Wsuwa dłoń między moje uda, rozsuwając je. Kciukiem dotyka mojej łechtaczki i zaczyna całować mój brzuch, schodząc niżej. Jestem sparaliżowana i nawet nie zauważam tego, że wstrzymuję oddech. Jego wargi dotykają mojej kobiecości i czuję jak przejeżdża po niej językiem. Wciągam gwałtownie powietrze i próbuję zacisnąć uda, ale uniemożliwiają mi to ręce Zayn'a, które pilnują, bym pozostała w tej pozycji. Pieści mnie w niesamowity sposób. Doprowadza do granicy podniecenia i pozwala się nią rozkoszować. Wydobywam z siebie jęki, których mimo usilnych starań, nie potrafię powstrzymać. To coś zupełnie nowego, niewiarygodnego.  Odsuwa się ode mnie, a ja czuję chłód. Próbuję uspokoić swoje nerwy, sądząc, że to koniec, ale potem Zayn pozbywa się swoich czarnych bokserek i wyciąga z szafki prezerwatywę. Jestem onieśmielona, więc odwracam wzrok. Czy my właśnie będziemy uprawiać seks?
Zayn ponownie rozsuwa moje uda, tym razem szerzej i czuję jego męskość, który dotyka mojej skóry. Główką przejeżdża wzdłuż mojej kobiecości,a następnie powoli się we mnie wsuwa. To nadal jest dosyć dziwne i niekomfortowe.
-Ciasno.
Mamrocze, wypuszczając drżący oddech. Przełykam gulę w gardle.
-To źle?
Pytam cicho z obawą. Zayn patrzy na mnie i lekko się uśmiecha.
-Nie.
Mówi i zaczyna się poruszać. Z początku jest ostrożny i widzę, że próbuje się hamować, ale z każdą kolejną chwilą jego pchnięcia są mocniejsze i głębsze, w efekcie czego dochodzę po kilku minutach a on tuż po mnie. Opada na mnie lekko i całuje w nos. To było niesamowite. Czuję jak się ze mnie wysuwa i opada na poduszkę obok. Nasze oddechy są przyspieszone, a w pokoju zrobiło się duszno. Mam mętlik w głowie, aż w końcu Zayn kładzie dłoń na moim brzuchu i zaczyna po nim wodzić palcami. Przechodzą mnie dreszcze, a motyle w moim brzuchu znowu się odzywają.
-Jesteś taka piękna.
Szepcze do mojego ucha, a następnie mnie tam całuje. Zalewa mnie fala ciepła i nie bardzo wiem jak zareagować. Część mnie jest uradowana, a część wypiera się tych słów, kompletnie w nie nie wierząc. Nie jestem piękna. Dlaczego nie mogę być piękna? Chcę być piękna.
-Nieprawda.
Odburkuję i odwracam się tyłem do niego. Zayn wzdycha cicho i przysuwa się do mnie. Jego gorące ciało napiera na mnie. Obejmuje mnie i opiera podbródek na moim ramieniu.
-Jestem facetem i chyba wiem lepiej, która kobieta jest piękna.
Trąca mnie nosem w policzek, ale nie reaguję. Ciemna strona mnie, wciąż powtarza, że to kłamstwo.
-Jestem śpiąca.
Mówię wymijająco i siadam, by móc ubrać majtki.
-Mógłbyś pożyczyć mi koszulkę, proszę?
Zayn chwilę patrzy na mnie, aż wreszcie skina głową i wstaje, po czym zagląda do dużej szafy i wyjmuje z niej t-shirt. Warto wspomnieć, że nadal jest nagi, a ja z całych sił powstrzymuję się, by nie patrzeć na jego idealne ciało.
-Pójdę wziąć prysznic.
Informuje mnie, a ja wzruszam ramionami.
-Połóż się już.
Dodaje i biorąc świeżą parę bokserek, idzie do łazienki. Wypuszczam głośno powietrze i chowam twarz w dłoniach. Czuję coś dziwnego, coś co nie potrafię określić słowami. To był ciężki dzień. Zjadłam coś innego, niż muesli, nie zwymiotowałam i uprawiałam seks z Zayn'em, a teraz u niego nocuję. To nic złego, prawda? To nic nie znaczy.
*

Gdy się budzę, nadal panuje półmrok, a jedynym światłem jest wpadający przez duże okna, blask oświetlonych ulic miasta. Spoglądam na elektroniczny zegarek, stojący na szafce nocnej. Jest 5 rano. Jestem ciasno opleciona ręką Zayn'a, którego oddech łaskocze mnie w kark. Próbuję się odwrócić, ale to niemożliwe. Po chwili udaje mi się zmienić pozycję, tak że mogę patrzeć na jego twarz, pogrążoną w błogim śnie. Jego usta układają się w lekki dzióbek  i odnoszę wrażenie, że jego długie rzęsy mogą dotknąć policzków. Dwudniowy zarost zaburza jego niewinny wygląd i przypomina mi o tym, że Zayn właśnie taki jest. Dojrzały, wolny, tajemniczy i z pewnością nie jest niewinny. Całkowicie wyswobadzam się z jego objęć i po cichu wstaję. Zaczynam się ubierać, a okrutna prawda powoli do mnie dociera. To co zaszło między nami jest totalnym nieporozumieniem. To nigdy nie powinno się zdarzyć. Kończę ubieranie i idę do korytarza, by ubrać płaszcz i buty. Wychodzę cicho z mieszkania, w międzyczasie dzwoniąc po taksówkę. Gdy wychodzę na zewnątrz, rześkie i mroźne powietrze uderza we mnie, przywracając mnie do rzeczywistości. Nigdy więcej nie pozwolę, by wczorajsza sytuacja się powtórzyła i dopilnuję tego, by nasza relacja pozostała na poziomie przyjaźni. Nie potrzebuję dodatkowych problemów.
Zayn

Przebudzam się, gdy upierdliwy dźwięk budzika rozchodzi się po całym pomieszczeniu. Przysięgam, że kiedyś wyrzucę go przez okno. Przeciągam się i pocieram dłońmi twarz. Powoli przyswajam sobie wszystko. Jest piątek, wczoraj był czwartek, a jutro jest sobota. Za pół godziny muszę iść do pracy. Muszę pamiętać o zrobieniu zakupów, bo dosłownie w lodówce zostało samo światło. Wieczorem idziemy z Perrie do klubu. Pamiętać o napisaniu do Charlie.
Charlie.
Przespałem się z Charlie...
Podnoszę się jak poparzony i rozglądam się za jakimkolwiek śladem jej obecności, ale nic nie znajduję. Jedynie koszulkę, w której spała. Leży złożona na brzegu łóżka. Przeczesuję dłonią włosy i szukam pod poduszką telefonu. Kiedy wyszła i dlaczego mnie nie obudziła? Gdy znajduję komórkę, wybieram jej numer i czekam, aż odbierze. Setki pytań nurtują moje myśli. Zrobiłem coś nie tak? Skrzywdziłem ją?
-Charlie, gdzie jesteś?!
-Um, w drodze do szkoły?
Jej głos brzmi niewinnie i przypominam sobie jak jęczała, gdy raz po raz w nią wchodziłem. Wyglądała tak pięknie, dochodząc pode mną.
-Kiedy wyszłaś?
Pytam, otrząsając się ze swoich fantazji. Czy chciałaby to powtórzyć? Co ma na sobie ubrane? Czy ona zjadła w ogóle śniadanie?
-Rano.
Zbywa mnie.
-Jadłaś śniadanie?
Nie odzywa się, ale mogę usłyszeć jej oddech.
-Charlie?
Ponaglam ją.
-Um, nie zdążyłam.
Pochmurnieję.
-Obiecaj mi, że zjesz dziś lunch,
Dlaczego do cholery jasnej tak się tym przejmuję? Przecież ona nie jest dzieckiem,wie co robi...
Oczywiście, że nie wie!
-Okey.
Mamrocze, ale to mnie nie przekonuje.
-Charlotte, obiecaj mi, że zjesz.
Mówię i brzmię dosyć surowo.
-Zayn...
-Nie każ mi przyjeżdżać do twojej szkoły i wpychać ci na siłę jedzenie do gardła.
Warczę i słyszę jak wypuszcza drżący oddech.
-Obiecuję.
Rozluźniam się i przypominam sobie jej ciało. Dlaczego ona nie widzi tego jaka jest perfekcyjna?
-Muszę kończyć.
Oznajmia.
-Okey.
-Cześć.
Nie zdążę odpowiedzieć, gdy połączenie zostaje zakończone. Odsuwam telefon od ucha i patrzę na zegarek. Mam 10 minut, by się ogarnąć i iść do pracy.
_____________________________________________________
Hej, co jest? Gdzie się wszyscy podziali? :/  
Szablon by S1K