27 lutego 2015

Rozdział 12

Zayn

Jadłowstręt psychiczny (anoreksja z grec. anorexia nervosa – an – brak, pozbawienie, orexis – apetyt) – zaburzenie odżywiania polegające na celowej utracie wagi wywołanej i podtrzymywanej przez osobę chorą.
Przewijam w dół stronę Wikipedii, wczytując się uważnie w opis choroby. Większość podanych objawów się zgadza, a ja zaczynam wpadać w panikę. Jedynym wyjściem jest wizyta u lekarza, ale co zrobić, kiedy Charlie jest taka uparta? Jak mogę jej pomóc, jednocześnie nie wywołując jej wściekłości?
Gdy przychodzi mi do głowy jedyny pomysł od razu wyłączam komputer i ubieram kurtkę. Chwytam kluczyki do samochodu i zjeżdżam na podziemny parking. W kilkanaście minut pokonuję odległość do mieszkania Perrie. Naciskam kilka razy na dzwonek, aż w końcu słyszę chrobot otwieranego zamka i w drzwiach ukazuje się zaspana Perrie, ubrana w krótką, seksowną piżamę. Automatycznie patrzę na zegarek w telefonie i mentalnie uderzam się w czoło. Jest prawie północ.
-Zayn?
-Cześć, przepraszam, że tak późno, ale potrzebuję twojej pomocy.
Okey, zabrzmiałem jak desperat.
-Wejdź.
Perrie wpuszcza mnie do środka i zamyka drzwi. Idziemy w ciszy do jej pokoju, a ja próbuję nie patrzeć na jej odsłonięty tyłek. Zaciskam dłonie i zagryzam wargę. Mój instynkt mężczyzny się odzywa, jednak tym razem nie mogę się mu poddać. Przyszedłem tu, by pomóc Charlie.
-O co chodzi?
Pyta dziewczyna, gdy trafiamy do jej sypialni. Siada na krześle przy biurku i zakłada nogę na nogę. Uważnie obserwuję ten ruch i przełykam głośno ślinę.
-Studiujesz psychologię.
Zacząłem, patrząc w jej oczy. Jest skonsternowana.
-Tak?
-Więc pomyślałem, że możesz mi pomóc.
-Z czym?
Biorę głęboki wdech i szukam odpowiednich słów.
-Jak pomóc osobie chorej na anoreksję?
Oczy Perrie się rozszerzają ze zdziwienia. Rozchyla wargi jakby chciała coś powiedzieć, ale szybko je zamyka.
-Któraś z twoich sióstr ma problem?
Marszczę brwi i zaprzeczam ruchem głowy.
-Nie. Pytam czysto teoretycznie.
Nie wierzy w to, o czym informuje chociażby to, że układa usta w dzióbek i intensywnie nad czymś myśli.
-Jedyne co przychodzi mi do głowy to to, by chora osoba udała się do lekarza.
Odpowiada po chwili ciszy. Parskam, ale nie ze śmiechu,a raczej z bezsilności. Charlie nigdy nie zgodzi się na coś takiego.
-A jeśli ta osoba nie chce się leczyć?
-Nie ma innego wyjścia.
Przeklinam cicho pod nosem i wypuszczam drżący oddech.
-Okey... to chyba tyle. Dzięki i przepraszam, że cię obudziłem.
Mamroczę, po czym odwracam się i chcę wyjść, gdy zatrzymuje mnie jej głos.
-Chodzi o tą dziewczynę, prawda? Charlotte?
Staję jak wryty i powoli staję przodem do niej. Jest zupełnie poważna i skupiona.
-Skąd...
-Widziałam ją 2 razy i za każdym razem w jej oczach widziałam smutek.
Perrie wzrusza ramionami.
-Muszę jej pomóc..
Mówię cicho.
-Spróbuj wyrzucić z niej ten smutek. Wtedy wszystko pójdzie łatwiej.
Patrzę na nią skonsternowany.
-Jak niby mam to zrobić?
-Nie wiem.
Wzrusza ramionami.
-Może powiedz o tym twojej siostrze? Są przyjaciółkami, spędzają razem czas. Niech spróbuje z nią pogadać.
Kiwam głową na znak zrozumienia. Oddycham głęboko i decyduję się wyjść.
-Jeszcze raz dziękuję. Dobranoc.
Zmierzam do drzwi, ale po raz kolejny zatrzymuje mnie jej głos. Odwracam się zniecierpliwiony. Perrie stoi kilka kroków przede mną, z odkrytymi piersiami. Jej górna część piżamy leży na podłodze.
-Zostań na noc.
Mówi podniecającym głosem i okey, ma mnie.

Charlotte

Wystukuję rytm palcami o stolik, czekając aż nudna lekcja historii się skończy. Waliyha ma grypę żołądkową i do końca tygodnia jej nie będzie w szkole. Ta wizja jest dość przytłaczająca, ale pociesza mnie fakt, że już jutro jest koniec szkolnego tygodnia. Gdy 15 minut później kończy się lekcja, wrzucam książki do torby i zmierzam do wyjścia.
-Charlotte!
Zatrzymuję się i odwracam w stronę pani Bennet-nauczycielki historii i jednocześnie mojej wychowawczyni.
-Tak?
Pytam niepewnie i podchodzę do jej biurka.
-Zauważyłam poprawę wśród twoich ocen.
Wzruszam ramionami.
-Staram się.
Kobieta kiwa głową i bacznie mi się przygląda. Krzyżuję ręce na piersi, ponieważ nienawidzę, gdy ludzie mi się tak przyglądają.
-Bardzo schudłaś.
Odzywa się. Nieruchomieję i przełykam cicho ślinę. Krew odpływa z mojej twarzy. Wiem, że to nie komplement. Jej mina jest podobna do wyrazu twarzy Zayn'a i Waliyhi, gdy zaczynają temat mojej wagi. Jest zniesmaczona.
-Może trochę.
Odpowiadam drżącym głosem, siląc się na spokój.
-Charlotte, czy coś się dzieje? Masz jakieś problemy?
Mam wrażenie, że jej wzrok wypala dziurę w moim ciele. Obruszam się niespokojnie.
-Nie.
-Wiesz, że zawsze możesz na mnie liczyć. Jeśli masz problem, pomogę ci. Szkolny psycholog również, może powinnaś pójść na rozmowę?
Nie, nie, nie!
-Pani Bennet, naprawdę, wszystko w porządku.
Przygląda mi się zmartwiona, a ja próbuję powstrzymać się przed łzami. Ostatnimi czasy jestem okropnie emocjonalna.
-Dobrze, skoro tak mówisz. Jednak pamiętaj, że zawsze możesz zwrócić się do mnie po pomoc.
-Oczywiście.
Mamroczę, a następnie odwracam się na pięcie i pospiesznie wychodzę z klasy. Dwie godziny później otrzymuję wiadomość od Zayn'a, który zaprasza mnie na późny lunch, ponieważ będzie wolny dopiero o 17. Zgadzam się i od tego momentu z niecierpliwością wyczekuję naszego spotkania.
*

http://www.polyvore.com/cgi/set?id=139312015&.locale=pl

Wjeżdżam windą na piętro kilka minut po 17. Umówiliśmy się, że przyjadę do niego taksówką, w czasie gdy on zajmie się jedzeniem. Oczywiście dostałam ataku paniki, ponieważ każda jedna rzecz sprawi, że eksploduję.
Pukam do drzwi jego mieszkania i przestępując z nogi na nogę, czekam aż otworzy. Słyszę chrobot przekręcanego zamka i po kilku sekundach widzę uśmiechniętą twarz Zayn'a.
-Cześć.
Wita mnie, a ja kiwam głową. Wchodzę do środka i niemal od razu uderza we mnie zapach włoskiego jedzenia. Gula w moim gardle rośnie, gdy zdejmuję parkę i odwieszam ją, a następnie idę za Zayn'em w głąb mieszkania. Nie myliłam się. Na stoliku w salonie stoi talerz spaghetti, a obok niego miska z jakąś sałatką.
-Nie wiedziałem co wolisz, więc zamówiłem dla ciebie sałatkę z rukoli.
Oznajmia i delikatnie popycha mnie w stronę kanapy. Niezgrabnie zajmuję miejsce i z przerażeniem patrzę na jedzenie.
-Um, ja nie jestem głodna.
Mówię. Zayn nawet na mnie nie patrzy, gdy sięga po swój talerz i siada wygodnie obok mnie.
-Nie każ  mi cię karmić.
Patrzy na mnie wyczekująco, i tak, jego oczy sprawiają, że przestaję racjonalnie myśleć. Niepewnie biorę miseczkę i widelec w dłonie, po czym się opieram. Rukola, pomidory i ser feta. To nie byłoby takie złe, gdyby nie ostatni dodatek. Nigdy nie sprawdzałam ile takie serki mają kalorii, a zgaduję, że o wiele za dużo.
-Charlie.
Ponagla mnie.
-Nie jestem głodna.
Marudzę. Zayn wzdycha i jeszcze raz na mnie spogląda.
-Skarbie, musisz coś zjeść.
Skarbie. Rozpływam się pod tym słowem i delektuję się. Nikt nigdy mnie tak nie nazwał.
-A ty postanowiłeś mnie do tego zmusić.
Odburkuję. Zayn kręci głową.
-Chcę ci pomóc.
Parskam.
-Bawisz się w superman'a, czy jak?
Chichoczę nerwowo. Jego wzrok pozostaje poważny i skupiony na mnie.
-Charlotte...
-Chcesz być superbohaterem, który ratuje świat?
Mój głos staje się ostrzejszy, a nad moim ciałem przejmuje kontrolę ta część mnie, która ujawniła się wraz z pierwszymi zgubionymi kilogramami.
-Przestań.
Syczy,a mnie to jeszcze bardziej nakręca. Nie wiem, co się ze mną dzieje.
-Nie możesz pomóc całemu światu w rozwiązywaniu problemów, Zayn!
-Ale mogę pomóc tobie.
-A co jeśli ja nie chcę twojej pomocy?!
-Możesz nie dożyć następnych urodzin!
Milknę i w ciągu kilku sekund moja ciemna strona się wycofuje, chowając się gdzieś w środku mnie. Zostaję tylko prawdziwa ja, czyli bezbronna i przerażona Charlie. Odstawiam miskę na stolik i w ciszy idę do łazienki. Zamykam się w niej na klucz i siadam na toalecie. Pierwszy raz w życiu czuję coś takiego. Nie chcę płakać, ani krzyczeć. To coś co zakiełkowało w moim umyśle wraz ze słowami Zayn'a. Nigdy nie chciałam, by dążenie do idealnej sylwetki mnie zabiło. Nigdy nie chciałam umrzeć w ten sposób. To nowe uczucie uderzyło we mnie jak rozpędzony samochód. Zburzyło jakiś wewnętrzny mur. Po kilku minutach decyduję się wrócić do Zayn'a. Nadal siedzi na swoim miejscu i wpatruje się we mnie. Siadam obok niego, biorę miskę z sałatką do ręki i nadziewam na widelec kawałek rukoli i pomidora. Zaczynam jeść. Czuję się jak odurzona narkotykiem, nie mam odruchu wymiotnego. Gdy kończę, odstawiam naczynie i wypijam wodę ze szklanki, którą przyniósł mi Zayn. Spoglądam na niego. Jest oniemiały, nie odzywa się. Kładę dłoń na brzuchu, który zaczyna mnie boleć. Zjadłam za dużo i za szybko. Moja pierwsza myśl to wstać i pobiec do łazienki, by zwymiotować, druga- nie umrę w tak banalny sposób. Wolałabym być potrącona przez samochód niż być zabitą przez swoją ciemną stronę, której nienawidzę.
-Boli mnie brzuch.
Jest wszystkim co mówię. Zayn od razu reaguje i podnosi się, a następnie pomaga mi się położyć.
-Chcę zwymiotować.
Mamroczę, choć wiem, że muszę zwalczyć ten odruch.
-Przyniosę ci jeszcze wody, okey? Nie ruszaj się.
Kiwam głową. Zamykam oczy i wyobrażam sobie jak jedzenie odkłada się w moich udach i brzuchu. Wewnątrz mnie toczy się walka między Charlotte, która chce żyć, i która chce mieć piękną figurę. Ten spór jest wykańczający i choć dzieje się w mojej podświadomości, to jego skutki odczuwam w całym ciele.
_____________________________________________________
Dziękuję, że jesteście i to czytacie <3

Następny rozdział w poniedziałek lub wtorek ;)

5 komentarzy:

  1. Świetny jak zawsze ;)
    Pozdrawiam
    ~~LULU

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudeńko!!! Wiesz chwilami wstyd mi za moje komebtarze bo ty tak się starasz i piszesz takie cuda a ja pisze tylko kilka wyrazów :/ Tak to moje przemyślenie dnia ;) To do następnego :*

    OdpowiedzUsuń
  3. XD, cuuuuudo !!!! ^^

    OdpowiedzUsuń

Szablon by S1K