8 lutego 2015

Rozdział 5

-No więc...
Zaczynam, gdy od dwudziestu minut siedzę bezczynnie obok Zayn'a, starając się nie zwracać uwagi na jego odkryty tors. Cóż, zadanie niełatwe, gdy uwagę przykuwają liczne tatuaże.
-Hm?
-Jak się czujesz?
Pytam, bo to jedyne co przychodzi mi teraz do głowy. Zayn spogląda na mnie jak na idiotkę i kontynuuje grę.
-Naprawdę chcesz to wiedzieć?
Wzruszam ramionami.
-Dobrze. Mam kaca, ale dobrze.
Odpowiada.
-A ty?
Jestem głodna i z dnia na dzień coraz trudniej walczyć mi z tym uczuciem, choć powinno być na odwrót. Jestem zdenerwowana, gdy jesteś obok, bo obawiam się, że mogę się przyzwyczaić do twojej obecności, ale tak ogólnie mam dobry nastrój, bo wciąż nie mogę uwierzyć, że zorganizowałeś mi imprezę urodzinową.
-Dobrze.
Mówię .
-Właściwie, skąd pojawił się pomysł z imprezą?
Pytam znienacka. Cóż, to pytanie nurtuje mnie odkąd się dowiedziałam, czyli od jakichś 30 minut.
-Pomyślałem, że będzie ci miło.
-Tak?
Przytakuje głową.
-Więc taki był twój plan? Wrócić po 5 latach i zorganizować przyjęcie-niespodziankę?
-Powiedzmy.
Jego postawa zdradza, że jest totalnie znudzony, a ja chcę go uderzyć. Gdzie się podział ten miły chłopak, którego zapamiętałam?
-Ugh, okey.
Burczę zirytowana. Nie odzywamy się do siebie przez kilka kolejnych minut. Mecz FIFY się kończy, więc Zayn wyłącza konsolę i zaczyna skakać po kanałach, szukając czegoś, co warto obejrzeć.
-Zostaw!
Piszczę, gdy na FOX puszczają powtórkę AHS. Zayn patrzy na mnie jak na idiotkę- znowu- i odkłada pilot na bok.
-Więc twoim ulubionym serialem nie jest już Hannah Montana?
Drażni się ze mną.
-Zawsze zaczynasz zdanie od "więc"?
Marszczy brwi i postanawia nie odpowiadać.
-Dla twojej wiadomości, Hannah Montana została wycofana z anteny.
Mruczę i kątem oka dostrzegam lekki uśmiech na jego twarzy. Oglądamy cały serial w ciszy, aż w końcu się kończy. Postanawiam wrócić do Waliyhi. bo zdecydowanie za długo mnie nie ma, na co Zayn wzrusza ramionami.
-Charlie.
Zatrzymuje mnie, nim nacisnę na klamkę.
-Charlotte.
Upominam go, próbując nie przewrócić oczami.
-Nie przestanę nazywać cię Charlie, tylko dlatego, że jesteś zła, bo wyjechałem.
Oznajmia twardo, a na jego czole pojawia się zmarszczka. Chyba oboje robimy się zirytowani. Zaciskam usta w wąską linię i zakładam ręce na piersi.
-Ta impreza, to dlatego, że po prostu tego chciałem.
Patrzę na niego skonsternowana.
-Kilka lat temu powiedziałaś mi, że twoim marzeniem jest przyjęcie-niespodzianka w twoje urodziny, więc chciałem je spełnić.
Jestem zaskoczona, a serce wali w mojej piersi niczym młot pneumatyczny. Moje ciało zalewa fala ciepła. Nie wiem, co powiedzieć, więc ostatecznie decyduję się na nieśmiałe "dziękuję".
-Nie ma problemu.
Odpowiada z dłońmi wciśniętymi w kieszenie. Odwracam się i wychodzę.
*

Gdy tylko przekraczam próg domu, w holu pojawia się matka. Mój humor od razu się pogarsza, bo szczerze nienawidzę tej kobiety. Jest chodzącym krytykiem życiowym.
-Dlaczego tak późno?
Pyta pretensjonalnym głosem i nie, wcale nie jestem zaskoczona. Używa go zawsze.
-Straciłam poczucie czasu.
Ściągam buty oraz kurtkę i idę do góry, trzymając w rękach karton, do którego schowałyśmy prezenty na czas mojego powrotu do domu. Zamykam się w pokoju i odkładam wszystko na biurko. Następnie idę do łazienki i wyciągam wagę. Dobiłam do 48 kg. Opuszczam łazienkę i siadam na łóżku, włączając MacBook'a. Loguję się na tumblr'a oraz facebook'a. Mój spokój szybko zostaje zakłócony przez matkę, która wchodzi bez pukania.
-Puka się.
Burczę zirytowana, ale ta jakby głucha, siada na brzegu łóżka nic sobie z tego nie robiąc.
-Wszystkiego najlepszego, córeczko.
Mówi przesadnie miło, wystawiając w moją stronę małe pudełeczko. To złote kolczyki, które są naprawdę ładne, a ja czuję się niezręcznie.
-Dziękuję.
Odzywam się. Zapada między nami cisza, która mi niezmiernie doskwiera. Mama rozgląda się po pokoju, a jej wzrok ląduje na zdjęciach szczupłych dziewczyn, które mają być moją motywacją.
-Nadal nie wybiłaś sobie tego pomysłu z odchudzaniem?
Pyta i wyczuwam złośliwość w jej tonie. Przełykam ślinę  i zaczynam się denerwować. Proszę, nie zaczynajmy tego tematu.
-Może powinnaś zacząć ćwiczyć? Wtedy szybciej pozbędziesz się tej oponki.
Chichocze, szczypiąc mój brzuch. Nie wiem, czy żartuje, czy nie, ale jej słowa uderzają we mnie jakby potrącił mnie rozpędzony tir.
-No cóż, miłego wieczoru.
Klepie mnie w piszczel i zmierza do wyjścia. Czekam, aż drzwi za nią się zamkną i zaciskam oczy. Słone łzy zaczynają moczyć moje policzki, a ja z całej siły zagryzam wargi, tak że zaczynam czuć smak krwi. Próbuję się uspokoić, bo ona nie jest warta mojego cierpienia, ale zaraz przypominam sobie jak dzisiejszego po południa Waliyha ukradkiem zerknęła na mój brzuch, gdy leżałyśmy na kanapie, a mój sweter obciągnął się do góry. Rozszerzyła oczy, ale szybko odwróciła wzrok, gdy się nerwowo poruszyłam. Odkładam laptop na bok i idę do łazienki. Wyciągam z szafki małe ostrze, które odkręciłam z maszynki do golenia i podciągam rękaw swetra do góry. Nacinam pierwszą ranę, na której pojawiają się kropelki krwi. Robię jeszcze jedną wyżej i wyżej. Gdy mam dosyć, wypuszczam z rąk ostrze i siadam na podłodze. Łzy wciąż wypływają z moich oczu, ale czuję się lepiej. Ból emocjonalny został zastąpiony bólem fizycznym. Po jakimś czasie podnoszę się i obmywam zeschniętą już krew. Następnie rozbieram się do naga i wchodzę pod prysznic. Odkręcam gorącą wodę, która parzy moją skórę, ale myślę sobie, że to jest to, na co zasłużyłam.
*

http://www.polyvore.com/cgi/set?id=133749863&.locale=pl

-Charlotte!
Z dołu dochodzi krzyk mojej matki. Prycham zirytowana i przekręcam się na drugi bok, zakrywając się kołdrą po same uszy. Jest niedziela i mam zamiar się wyspać.
-Charlotte!
Jej głos jest bliżej i w końcu słyszę szelest otwieranych drzwi.
-Charlotte! Wstawaj! Pojedziesz ze mną na zakupy.
Nie odzywam się, licząc na to, że da mi spokój i sobie pójdzie.
-Charlotte, zbierz te swoje ogromne zwłoki i przygotuj się! Masz 20 minut.
Nie wierzę, że to powiedziała. Po prostu nie wierzę. Usiłuję wyrzucić jej słowa z głowy, ale te jak na złość stają się coraz głośniejsze w moich myślach. Dostaję ataku paniki, że w ciągu nocy mogłam przytyć i wyskakuję  z łóżka. Mama już wyszła, więc nie dbam o to, by ubrać coś na cienką bluzkę od piżamy. Biegnę do łazienki, powstrzymując łzy. Wyciągam wagę i staję na niej. Moje tętno trochę się uspokaja, gdy widzę, że jestem o 20 dekagramów lżejsza. Uspokajam się zupełnie i zaczynam poranną toaletę. Następnie wracam do pokoju i ubieram się. Punktualnie po 20 minutach schodzę na dół. Moja mama siedzi w kuchni i popija kawę, czytając poranną gazetę. Nasza gospodyni kręci się przy kuchence, przygotowując obiad.
-Dzień dobry.
Witam się. Kobieta odpowiada mi z uśmiechem, natomiast matka, nawet nie podnosi na mnie wzroku znad gazety. Wyjmuję z szafki miseczkę i muesli.
-Pani Nadio, czy mamy jogurt naturalny?
Pytam staruszkę.
-Tak, jest w lodówce, zaraz ci go podam.
-Nie trzeba!
Powstrzymuję ją i sama po niego sięgam. Dolewam trochę do muesli i siadam przy kuchennej wysepce.
-Zamierzasz to zjeść?
Odzywa się matka, a w jej głosie słychać zdziwienie, ale też coś z pogardy.
-Tak?
Odpowiadam niepewnie. Proszę, niech chociaż raz się o nic nie czepia.
-Ten jogurt jest dosyć kaloryczny. Możemy wstąpić dziś do sklepu i kupić coś lekkiego.
Okey, to wcale nie zabolało. Przygryzam od środka wargi i naprawdę wiele mnie kosztuje, by nie zdradzić swojego stanu.
-Pewnie.
Burczę. Chcę zrezygnować z jedzenia, ale mój żołądek jest naprawdę pusty, a poza tym, czytałam, że śniadanie pomaga utrzymać szczupłą sylwetkę. Decyduję się więc zjeść na przekór słowom matki. Po kilkunastu minutach obie jesteśmy gotowe do wyjścia. Droga do centrum handlowego mija nam w ciszy, która jest dosyć niekomfortowa. Gdy docieramy na miejsce mama od razu ciągnie mnie do sklepu z butami. Kupuje sobie kilka nowych par, ponieważ "twój ojciec organizuje firmowy bankiet, a ja nie mam żadnych odpowiednich butów. Nie mogę pójść w byle czym". Ja kończę natomiast z czarnymi, zamszowymi creepersami. Przez kolejne dwie godziny czekam znudzona w ulubionym sklepie mamy, w którym ta przymierza każdą sukienkę, która należy do najnowszej kolekcji. Wreszcie decyduje się na kupno trzech sukni i następnie zaciąga mnie do "ostatniego" sklepu. Kobieta szuka czegoś wśród damskich marynarek, podczas gdy ja zdecydowałam się przejrzeć wieszak z jeansami.
-Tu chyba nie mają rozmiaru 38.
Ni stąd ni zowąd obok mnie pojawia się matka. Patrzę na nią i próbuję udawać obojętną.
-Tak, chyba masz rację.
Odwracam się i idę do wyjścia, zaciskając pięści. Chcę płakać i czuję jak osuwa się pode mną grunt. Rozumiem, że moja matka nigdy mnie wystarczająco nie kochała. Od dziecka traktuje mnie jak zupełnie obcą osobę, z którą nie trzeba się liczyć. Zawsze krytykowała moje wybory, moich przyjaciół, mój gust, krytykowała moją osobowość, ale nigdy nie czepiała się wagi. Do czasu, gdy rok temu powiedziałam na jednym z bankietów ojca, że wygląda grubo w swojej sukience. Wokół nas było mnóstwo gości, a ona nigdy mi tego nie wybaczyła. Dlatego teraz, krytykuje również moją wagę i nie liczy się z tym, że to powoli mnie zabija. Obejmuję się rękoma i idę ze wzrokiem wlepionym w podłogę. Chcę tylko uciec od matki. Nie kontroluję już łez, które powoli spływają po moich policzkach i nadal idę przed siebie. Nieoczekiwanie wpadam na jakiegoś mężczyznę, który łapie mnie za ramiona. Słyszę jak cicho przeklina i podnoszę na niego wzrok. Moje źrenice rosną do rozmiaru monety, gdy widzę zaniepokojoną twarz Zayn'a. Następnie patrzę na jakąś blondynkę z ustami pomalowanymi bordową szminką, która wyraźnie kontrastuje z jej jasną karnacją.
-Charlie? Wszystko w porządku?
Wracam wzrokiem na niego i zerkam na jego dłonie, które nadal mnie nie puszczają.
-Kto to jest Zi?
Zi?
-To...
Zayn odsuwa się ode mnie o krok.
-Charlie, przyjaciółka mojej siostry.
-Och, Perrie, miło mi.
Patrzę na jej wyciągniętą dłoń. Pewnie muszę wyglądać okropnie z rozmazanym tuszem i opuchniętą od płaczu twarzą, bo jej mina wyraża samo współczucie.
-Charlotte.
Odzywam się chrapliwym głosem i ściskam jej drobną dłoń. Moje palce wydają się być jak parówki, przy jej chudych. To uczucie znowu do mnie wraca. Jestem za gruba.
-Wszystko w porządku?
Powtarza Zayn.
-Tak.
Odpowiadam i wzruszam ramionami. Perrie posyła skonsternowane spojrzenie Zayn'owi, ale ten całą uwagę skupia na mnie. Proszę, przestań mi się przyglądać, zanim dotrze do ciebie, że pod ubraniami kryją się kilogramy tłuszczu!
-Perrie, zaraz wrócę. Zaprowadzę ją do łazienki i pomogę jej się ogarnąć.
Auć. Zayn kładzie dłoń na moim ramieniu i zaczyna prowadzić w stronę toalet. Wchodzimy do męskiej, która jest pusta. Przemywam dokładnie twarz i osuszam ją papierem. Mam czerwone i podpuchnięte oczy oraz zarumienione policzki.
-Okey?
Wzruszam ramionami. Staję przodem do niego i silę się na uśmiech, który przypomina jeden wielki grymas.
-Chodź.
Szepcze i niespodziewanie mnie do siebie przygarnia. Obejmuje mnie, więc odwzajemniam uścisk. Napływają do mnie wspomnienia sprzed lat, kiedy tego typu gesty były codziennością. Wracam do tych czasów, gdy byłam szczęśliwa i czułam się bezpieczna.
-Nawet jeśli ty nie traktujesz mnie już jak przyjaciela, to dla mnie zawsze będziesz najbliższą przyjaciółką.
Mruczy, z nosem zatopionym w moich włosach. Przechodzą mnie dreszcze i przygryzam wewnętrzną stronę policzka.
-Okey?
Pyta, odsuwając się o kilka centymetrów, tak że patrzy mi w oczy. Mimo, że mam obcasy nadal góruje nade mną wzrostem. Dostrzegam znajomy blask w jego oczach i przez chwilę czuję się jak mała dziewczynka, która nigdy nie straciła swojego przyjaciela.
-Okey.
Mruczę niepewnie i spuszczam wzrok na jego tors, który równomiernie się unosi i opada. Następnie pochyla się lekko i przyciska swoje gorące, miękkie usta do mojego czoła.
____________________________________________________________
Dziękuję, że po prostu jesteście! <3

Wolicie by następny rozdział był we wtorek czy w środę? :)

8 komentarzy:

  1. Pewnie, że we wtorek :D
    A rozdział super ;>
    ~~LULU

    OdpowiedzUsuń
  2. Oczywiście, że jutro <3 haha Ciekawy rozdział, a ta jej matka powinna zrozumieć, że rani swoją córkę takimi słowami mogę się założyć, że wygląda jak szkielet szkoda mi jej i ten Zayn ught jak on mnie wnerwił "Zi" się znalazł pff :/ Pozdrawiam i życzę duuużo weny :* :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Zarąbisty! Koleżanka polecala mi pełno opowiadan ale wszystkie były do dupy.... Ten poleciła mi niedawno bardzo mi spodobał, jako jeden z trzech. Dopiero dzisiaj odwarzylam się napisac komentarz. Przy okazji polecam mojego i kolezanki bloda z imaginami: directioner0202.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Uwielbiam... czekam na next:)

    OdpowiedzUsuń
  5. jest super, w pewnym sensie wiem co czuje bohaterka, też się tak czuje :( ale nie ważne rozdział jak zawsze super..... czy dałabyś rade dodać następny we wtorek?

    OdpowiedzUsuń
  6. Genialny rozdział szkoda mi Charlie a jej matka to nie jest prawdziwa matka .

    OdpowiedzUsuń
  7. 58 year-old Accounting Assistant I Fianna Laver, hailing from Quesnel enjoys watching movies like Radio Free Albemuth and Scrapbooking. Took a trip to Mausoleum of Khoja Ahmed Yasawi and drives a F150. kliknij tu teraz

    OdpowiedzUsuń

Szablon by S1K