13 lutego 2015

Rozdział 7

-Z-zayn.
Zająkuję się z przerażeniem.
-Odwiozę cię.
Mówi niskim i surowym głosem, po czym wychodzi. Opieram się o umywalkę i oddycham głęboko. Jestem wstrząśnięta tym, co się właśnie wydarzyło. Po chwili docierają do mnie jego słowa, więc  przepłukuję szybko usta i wychodzę z łazienki. Moje dłonie się trzęsą, gdy pakuję do torby ubrania. Boję się tego, co może nadejść.
-Co robisz?
Pyta Waliyha, wchodząc do pokoju. Zagryzam wargę.
-Zayn powiedział, że musi coś załatwić i zaproponował, że mnie podwiezie.
Mówię, uśmiechając się niewinnie. Zapinam torbę i zakładam kurtkę.
-Okey, to dziwne.
Mamrocze dziewczyna, siadając przy biurku.
-Zadzwonię wieczorem. Pa!
Całuję ją w policzek i wychodzę. Schodzę na dół, gdzie czeka już na mnie Zayn, ubrany w czarną, skórzaną kurtkę. Gdy mnie widzi, chowa telefon do kieszeni i wychodzi bez słowa, zostawiając za sobą otwarte drzwi. Wypuszczam głośno powietrze i zakładam buty, po czym opuszczam dom. Wsiadam do sportowego samochodu Zayn'a. W środku pachnie jego perfumami, fajkami i odświeżaczem powietrza. Z radia płyną ciche dźwięki jakieś rockowej piosenki, a Zayn wyjeżdża z posesji. Kątem oka zerkam na niego. Palcami prawej dłoni bębni o kierownicę. Jest skupiony na prowadzeniu, aż za bardzo. Jest zły, ponieważ przygryza od wewnątrz dolną wargę. Po kilkunastu minutach dojeżdżamy pod mój dom. Odpinam pas bezpieczeństwa i przygryzam wargę.
-Dziękuję za podwiezienie.
Mamroczę zdenerwowana, bawiąc się paskami torby.
-Czy możesz mi powiedzieć, co ty kurwa robisz?!
Wybucha niespodziewanie. Jego głos i postawa, sprawiają, że kulę się w duchu. Zaciskam wargi i próbuję odegnać łzy.
-Odpowiedz mi!
Uderzył otwartą dłonią  w kierownicę. Podskoczyłam w miejscu na ten gwałtowny ruch i nie ukrywam, przeraziłam się go jeszcze bardziej.
-Nie zrozumiesz.
Mamroczę cicho, odwracając wzrok.
-Więc mi wytłumacz.
Odpowiada spokojnie. Kręcę głową i pociągam nosem. Cóż, obraz mi się trochę zamazał.
-Charlie.
Szepcze, a mnie przechodzą dreszcze. Pragnę go przytulić, ale wewnątrz mnie jest blokada, która nie pozwala mi na żaden ruch.
-Nie.
Burczę i zaciskam powieki, zanim łzy wydostaną się na zewnątrz. Zayn nie może mnie zobaczyć w takim stanie.
-Char...
-Zayn, nie!
Powiedziałam głośno i wściekle. Sama jestem zaskoczona moją reakcją.
-To moja sprawa.
Dodaję ciszej. Jestem zawstydzona samą sobą.
-Nie rób tego.
Mówi niemal błagalnie. Chwyta delikatnie moją dłoń i przechodzą mnie dreszcze.
-Jesteś idealna, taka jaka jesteś.
-Idealna?
Prycham i wyrywam z jego dłoni moją.
-Nie jestem idealna. Jestem niczym.
-To nieprawda.
-Daj mi spokój!
Otwieram drzwi, wysiadam, po czym zatrzaskuję je z hukiem. Biegnę do domu i zamykam się w pokoju. Kładę się na łóżku i chowam twarz w poduszkę. Czuję, że brakuje mi już tchu, ale dalej wciskam buzię w materiał.
-Charlotte?!
Słyszę nawoływanie mojej matki. Nie odzywam się, tylko zakrywam rękoma uszy.
-Charlotte!!
Nie przestaje wołać.
-Co?!
Odkrzykuję i ocieram policzek.
-Zejdź na dół! Nie będę rozmawiała z tobą w ten sposób!
-Ugh.
Podnoszę się i podchodzę do lustra. Pocieram oczy i decyduję się związać włosy w kitkę. Schodzę na dół z założonymi rękoma.
-Tak?
Burczę, wchodząc do jej gabinetu. Pisze coś na swoim iMac'u nie zwracając na mnie uwagi. Oczywiście.
-Mamo.
Ponaglam ją, przestępując  z nogi na nogę. Pocieram moje ramiona, ponieważ jest mi zimno. Odrywa wzrok od komputera i patrzy na mnie bez emocji.
-Słyszałam o dniach otwartych w twojej szkole. Pomyślałam, że możemy pójść razem. Ty zajmiesz się sobą, a ja porozmawiam z twoim nauczycielem.
Nie, proszę, tylko nie to.
-Okey.
Przełykam gulę w gardle. Jeśli tam pójdzie, dowie się, że nadal nie poprawiłam jedynki z biologii, ponieważ materiał jest ponad moje możliwości. Podchodziłam do poprawy dwa razy i za każdym razem mi się nie udało, choć naprawdę próbowałam dać z siebie wszystko.
-Czy to wszystko?
Pytam. Jest mi słabo.
-Twój brat do nas dołączy.
Zamieram, bo on jest jej ulubionym dzieckiem, który studiuje na Harvardzie, co oznacza, że oboje nie dadzą mi żyć, gdy dowiedzą się o moich stopniach. Sam dosłownie jest jej męską kopią. Odwracam się i idę do kuchni. Pani Nadii nie ma, więc sama przygotowuję sobie zieloną herbatę. Wracam do pokoju, uruchamiam MacBook'a i przez następne kilka godzin siedzę na tumblrze, twitterze i okazjonalnie na facebooku. Koło 21 dostaję sms'a od Wal.

Od: Waliyha :
Okey?

Marszczę brwi, bo treść wiadomości jest nieco niejasna. Wystukuję szybko odpowiedź.

Do: Waliyha: 
Okey...

Odkładam telefon na bok i idę do łazienki. Rozbieram się do naga i wchodzę pod prysznic. Gorąca woda przyjemnie parzy moje ciało do czasu, gdy sięgam po szampon, a woda spada centralnie na moją rękę. Rany po cięciu zaczynają mnie piec i przez chwilę próbuję je ochronić, ale zaraz przypominam sobie, że zasłużyłam na ten ból. Myję się i po kilkunastu minutach wychodzę spod prysznica. Wycieram ciało, a gdy jestem już sucha, wyciągam wagę i staję na niej. 47,6 kg. Wypuszczam cicho powietrze i chowam wagę na swoje miejsce. Zakładam piżamę i wracam do łóżka. Mrugające światełko w moim telefonie oznajmia nieodczytaną wiadomość.

Od: Nieznany: 
Co z Tobą?

Patrzę kilka chwil na ekran w całkowitym osłupieniu. Kto to jest?!

Do: Nieznany:
Skąd mogę wiedzieć, że nie jesteś zboczeńcem?

Stukam nerwowo palcami o swoje udo, czekając na odpowiedź.

Od: Nieznany:
To tylko ja- Zayn. Co z Tobą?

Jestem zaskoczona i podekscytowana jednocześnie. Zapisuję go w kontaktach i odpisuję.

Do:Zayn : 
Wszystko w porządku. A co z Tobą?

Od: Zayn:
Porządek- masz na myśli totalny chaos? 

Do: Zayn: 
O co ci chodzi?

Od: Zayn: 
O to, że gdyby było w porządku, to miałabyś nad sobą kontrolę. 

Obruszam się na jego słowa. To niewygodny temat i do diabła!, czemu właśnie z nim miałabym o tym rozmawiać?

Do: Zayn:
Mam kontrolę nad wszystkim. To był jednorazowy wyczyn, coś mi zaszkodziło.

Od: Zayn: 
Życie?

Postanawiam nie odpisywać, bo ta rozmowa i tak zaszła już za daleko. Nie muszę mu się tłumaczyć. Gramolę się pod kołdrę i wtulam w poduszkę. Gaszę nocną lampkę i próbuję zasnąć, gdy ponownie dostaję wiadomość.

Od: Zayn: 
Dobranoc, Charlie xx

Kącik mych ust drga na tę miłą wiadomość. Chowam telefon pod poduszkę i zasypiam z lekkim uśmiechem na ustach.
*

http://www.polyvore.com/cgi/set?id=134982724&.locale=pl

W niedzielę rano wszyscy niecierpliwie oczekują na przyjazd mojego brata, podczas gdy ja jem muesli. Z okazji jego odwiedzin cała nasza rodzina wychodzi do restauracji na obiad. Mama zrobiła już rezerwację i teraz chodzi jak na szpilkach. Sam jest jej ulubionym dzieckiem i bardzo przeżywa jego odwiedziny. Od kilku lat nie mieszka już z nami, za co bardzo dziękuję Temu u góry.
-Już jest!
Piszczy mama, gdy przez okno dostrzega parkujący samochód Sam'a. Przewracam oczami i kończę śniadanie.
-Jak się dziś czujesz, córeczko?
Pyta tata, całując mnie w głowę na dzień dobry. Uśmiecham się lekko. Może nasza relacja nie jest rozbudowana, ale tata jest jedyną osobą, która mnie nie ocenia za to jaka jestem i choć bywa surowy, to kocham go.
-Dobrze.
-Sam!
Słyszę krzyk mamy, gdy tylko frontowe drzwi się otwierają. Wstaję od stołu i idę do holu. Sam właśnie jest w trakcie ściskania mamy. Oczywiście.
-Charlotte.
Mówi protekcjonalnym tonem Sam, gdy się od niej odsuwa.
-Sam.
Burczę. Niechętnie się ściskamy i dostrzegam niezadowoloną minę matki. Odsuwam się od niego. Wracam do pokoju i po godzinie zostaję poinformowana, że wychodzimy na obiad. Ubieram płaszcz i schodzę na dół.
Gdy dotarliśmy do restauracji, był już tam spory tłum ludzi. Tata podał swoje nazwisko uprzejmemu kelnerowi, który prowadzi nas do stolika na piętrze. Siadam obok Sam'a, naprzeciwko rodziców, którzy są w trakcie przeglądania menu. Wszystkie dania jakie tu oferują przekraczają moje dzienne zapotrzebowanie na kalorie, jednak decyduję się na sałatkę cezar i szklankę wody.
-Jesteś pewna, że to dobry pomysł? To może być dość kaloryczne.
Mówi mama. Zerkam na nią i przygryzam wargę.
-Kaloryczne?
Odzywa się Sam.
-Tak, niedawno Charlotte trochę przytyła.
Opuszczam głowę tak, że włosy zakrywają moją twarz. Chcę umrzeć.
-Cóż , nie widzieliśmy się od dwóch miesięcy, ale jestem pewien, że jest chudsza niż była ostatnio.
Mówi Sam. Patrzę na niego z nie dowierzaniem, bo to jest najmilsza rzecz jaką mi powiedział przez całe życie. Mama zaciska wargi w wąską linię, ponieważ nienawidzi, gdy ktoś kwestionuje jej słowa, zwłaszcza jeśli tą osobą jest jej ulubione dziecko. Gdy kelner przynosi nasze zamówienie, w ciszy zaczynamy posiłek. Czuję na sobie wzrok Sam'a, co jest peszące, bo co jeśli pomyśli sobie, że się obżeram? Kończę jeść już po kilku minutach. Mój żołądek jest pełny choć zjadłam zaledwie połowę sałatki.
-To wszystko co zjesz?
Pyta zaskoczony Sam.
-Tak?
Odpowiadam niepewnie. Mój brat ściąga brwi i postanawia tego nie skomentować. Gdy przychodzi pora na zamówienie deseru, zgadzam się z mamą, która mówi, że powinnam sobie go odpuścić. Boli mnie brzuch od zbyt dużej ilości jedzenia, więc idę do łazienki. Korzystając z tego, że jestem sama, zamykam się w kabinie i wywołuję wymioty. Z trudem pozbywam się żywności z mojego żołądka i gdy kończę, to jestem cała czerwona i opuchnięta, a moje oczy są zaczerwienione. Płuczę usta i piję dużo wody. Poprawiam się i wracam do stolika, przy którym trwa rozmowa na temat studiów Sam'a.
-Charlotte, mama powiedziała mi o dniu otwartym w twojej szkole.
Zaczął Sam.
-Tak?
-Tak, myślę, że to świetny pomysł, by pójść z tobą.
-Pewnie.
Mamroczę i upijam łyk wody ze szklanki. Rozmowa znowu kieruje się na Sam'a i trwa do końca obiadu, aż w końcu decydujemy się na powrót do domu.
*

http://www.polyvore.com/cgi/set?id=135976300&.locale=pl

W poniedziałek rano jedziemy do mojej szkoły, by mama mogła porozmawiać z moim wychowawcą. Stresuję się przez całą drogę, ponieważ, nie będę okłamywać, jestem przeciętną uczennicą. W przeciwieństwie do Sam'a, który ukończył liceum z wyróżnieniem. To kolejny powód, dla którego go nie lubię. Ponieważ zawsze jest tym najlepszym, a mama w dosadny sposób mi to uświadamia. Wiem, że chciałaby, bym była taka jak on- piękna, inteligentna, zabawna, po prostu idealna, ale pech chciał, że nie mam żadnej z jego cech.
-Ja porozmawiam z panem Parkerem, a wy poróbcie coś przez ten czas.
Oznajmia mama, gdy docieramy na miejsce. Następnie poprawia swój płaszcz  i idzie w stronę pokoju nauczycielskiego. Przełykam głośno ślinę i zaczynam się rozglądać po głównym holu, w którym teraz stoi mnóstwo tablic informacyjnych dla rodziców i stoisk, przygotowanych przez  uczniów.
-Na jakie zajęcie chodzisz?
Pyta niespodziewanie Sam. Spoglądam na niego skonsternowana.
-Zajęcia dodatkowe, na jakie się zapisałaś?
Odwracam wzrok zażenowana.
-Jeszcze się nie zdecydowałam.
Mamroczę. Tak naprawdę, nigdy się nie zdecyduję, bo nie chcę się zapisywać na żadne dodatkowe zajęcia. W przeciwieństwie do Sam'a, który w moim wieku chodził na większość oferowanych zajęć.
-Zaczął się październik. Powinnaś się jak najszybciej zdecydować. Dobre uczelnie zwracają uwagę na twoją działalność naukową.
Zauważa.
-Wiem.
Burczę. Problem w tym, że każda dobra uczelnia, odrzuci mnie, gdy tylko zobaczy moje wyniki. To nie tak, że się nie uczę. Staram się jak mogę, ale czasami to za mało, a ja nigdy nie należałam do osób mądrych i ambitnych. Po prostu, niektóre informacje ciężej przyjąć mi do świadomości.
-Słyszałem, że Zayn wrócił.
Wypala znienacka. Przytakuję i idę za nim do jednego ze stoisk. Udaję, że przeglądam jakieś ulotki, podczas gdy on zawzięcie rozmawia z uczniem na temat kółka szachowego.  Po kilku minutach kończą, a Sam prowadzi nas dalej.
-Gdzie teraz mieszka?
Przez chwilę nie załapuję o co mu chodzi, aż w końcu przypominam sobie, że wcześniej wspomniał o Zayn'ie.
-Z rodzicami.
Odpowiadam, udając znudzoną.
-Nie wierzę, Yaser zgodził się na coś takiego?
-Najwidoczniej.
-Czym się zajmuje? Studiuje, pracuje?
Wzruszam ramionami. Dlaczego pytasz o to mnie?!
-Mama wspominała, że jest zupełnie innym człowiekiem.
Nie reaguję, bo sama nie wiem jak.
-Sam, muszę iść do toalety. Zaczekaj tu na mnie.
Mówię i idę do damskiej łazienki. Robię to tylko po to, by uwolnić się od jego ciągłych pytań na temat Zayn'a i w ogóle, od rozmowy z nim. Wracam po około 10 minutach i dostrzegam mamę, która wychodzi z pokoju nauczycielskiego. Jest wściekła, co poznaję po jej zmarszczonym czole. Wiem, co wywołało jej gniew. Podchodzi do nas i mierzy mnie lodowatym wzrokiem.
-Wracamy do domu, zanim zapadnę się pod ziemię ze wstydu.
Syczy i odwracając się na pięcie, zmierza do wyjścia. Sam patrzy na mnie skonsternowany i rusza za nią.
-O mój Boże.
Szepczę pod nosem, pełna strachu i niepokoju. Czuję, że teraz naprawdę się dowiem, jak ostra i złośliwa potrafi być moja matka.
______________________________________________________
I jak? Co o tym wszystkim sądzicie?
Następny rozdział w poniedziałek :D

Dziękuję za komentarze xx

6 komentarzy:

  1. Charlie teraz sie całkowicie załamie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Genialny rozdział mam przeczucie ze Charlie się załamie i coś sobie zrobi ta matka jest nie normala szkoda słów na nią .

    OdpowiedzUsuń
  3. Fajowskie;)
    ~Kropka

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie moge sie doczekac nexta!
    Zaiste! :D
    Zapraszam do mnie na ff o Hazzie xx http://diana-harry-styles-fanfiction.blogspot.com/?m=1

    OdpowiedzUsuń
  5. Uwielbiam... czekam na next:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Uwielbiam ;* Czekam nn ♥
    Coś mi się wydaje, że Charlie się załamie . .
    No ale zobaczymy w następnym
    Świetnie piszesz ;*

    OdpowiedzUsuń

Szablon by S1K