8 marca 2015

Rozdział 14

Charlotte

Wychodzę ze szkoły, jednocześnie wybierając numer Waliyhi. Odbiera po kilku sygnałach, a jej głos jest cichy i zaspany.
-Halo?
-Cześć, Wal. Jak to możliwe, że jeszcze śpisz? Mamy już 15!
Słyszę w słuchawce jej ziewanie.
-Całą noc bolał mnie brzuch i nie mogłam spać. Teraz to nadrabiam.
-Mhm.
Opuszczam dziedziniec szkoły i kieruję się w stronę przystanku autobusowego.
-Wpadniesz dziś do mnie? Urządzimy filmową noc. Poza tym, tak dawno cię nie widziałam.
-Tak, to dobry pomysł.
Zatrzymuję się, by popatrzeć na torebki, które leżą na wystawie, jednego z tych drogich i firmowych sklepów. Jedna z nich przyciąga moją uwagę, jednak wiem, że jej nie potrzebuję. Mam w domu kilka torebek, których nigdy nie używam i nie potrzebuję kolejnej. Wzdycham cicho, wsłuchując się w monolog Wal, na temat nowego odcinka "Keeping up with the Kardashians" i odwracam wzrok od wystawy. Niestety to co ujrzałam, złamało moje serce dużo bardziej niż ta torebka. Widok własnej matki w ramionach obcego mężczyzny, który namiętnie całuje ją w usta jest szokiem dla każdego dziecka. Niezależnie, czy ma 5, 10 czy 30 lat. Myślisz sobie, że chciałbyś w życiu spotkać taką miłość jaką mają twoi rodzice, ale potem okazuje się, że miałaś klapki na oczach i nie dostrzegałaś prawdy.
-Do zobaczenia, skarbie.
Głos mojej matki jest piskliwy, a szeroki uśmiech na jej twarzy, dobija mnie jeszcze bardziej. Przy tacie, nigdy się tak nie uśmiechała. Z resztą, nawet przy mnie i Sam'ie nie była taka szczęśliwa. Mama nie zauważa mnie i wsiada do taksówki, posyłając mężczyźnie buziaka w powietrzu. Odjeżdża, a do mnie dociera głos Waliyhi.
-Ziemia do Charlotte!!! Halo?! Słyszysz mnie?!?!
-Wal...j-ja...muszę kończyć.
Nie czekając na odpowiedź, rozłączam się. Zaciskam oczy i próbuję złapać oddech. Czuję narastający atak paniki. Co teraz będzie? Czy mam powiedzieć o tym ojcu? Czy powinnam najpierw porozmawiać z mamą? A może w ogóle mam nic nie mówić?
-Wszystko w porządku?
Otwieram zaskoczona oczy. Mężczyzna mojej mamy, zbliżył się do mnie. Jest zaniepokojony.
-T-tak.
Kiwam głową i pociągam nosem.
-Jesteś pewna? Jesteś strasznie blada. Może zadzwonię po pogotowie?
Jest młody. Za młody na moją matkę. Jest wysokim blondynem o niebieskich oczach. Zupełne przeciwieństwo taty. Czy on wie, że jestem córką jego kochanki? Czy on w ogóle wie, że ona ma męża, dzieci, dom?
-Pójdę już.
Oznajmiam i mijam go. Łzy moczą moje policzki. Najbardziej zraniło mnie to, że pierwszy raz w życiu widziałam moją mamę tak szczęśliwą. Dlaczego my nie mogliśmy jej uszczęśliwić? Czego brakowało  naszej rodzinie, że musiała poszukać radości gdzie indziej?
Gdy wreszcie docieram do domu jest już ciemno, a na dworze zerwał się wiatr. Jak zwykle zastaję panią Nadię, która jest zbyt zajęta polerowaniem kieliszków, by zauważyć, że wróciłam. Idę do swojego pokoju i zamykam się w nim. Co teraz się stanie z naszą rodziną? Nie potrafię przestać myśleć o tym co zobaczyłam. Ilekroć zamykam oczy, widzę ten sam obraz, a on przynosi tyle bólu. Do moich uszu dociera huk zamykanych drzwi, więc cicho otwieram swoje i wychodzę na korytarz. Podchodzę do balustrady i obserwuję moją mamę, która zdejmuje swój płaszcz, przeglądając się jednocześnie w lustrze i uśmiechając.
-O, Charlotte!
Zauważa mnie, a jej uśmiech od razu znika. Próbuję ignorować ukłucie w sercu, gdy się odzywam.
-Cześć. Jak ci minął dzień?
Na jej twarz wraca delikatny uśmiech, a ona opuszcza wzrok i na sekundę się zamyśla. Gdy z powrotem na mnie patrzy, jest już poważna.
-Dobrze, a tobie?
Wzruszam ramionami. Moja mama patrzy na mnie, aż w końcu wzdycha i odwraca się. Chwytam mocniej poręcz, a moje serce przyspiesza.
-Kim był ten mężczyzna?
Pytam. Mój oddech drży, mam szum w głowie i jestem przytłoczona. Mama zatrzymuje się gwałtownie i patrzy na mnie. Jej oczy są szeroko otwarte. Gdy dociera do niej sens moich słów, na jej czole pojawia się zmarszczka. Kieruję się w stronę schodów i szybko pokonuje stopnie, aż staje tuż obok mnie.
-Co powiedziałaś?
Syczy, chwytając mnie gwałtownie za nadgarstek. Próbuję stłamsić chęć piśnięcia z bólu.
-Widziałam cię dziś przed kawiarnią. Jak mogłaś zrobić to tacie?
Mój głos jest cichy i płaczliwy, choć jeszcze nie uroniłam łez. Jej palce mocniej się zaciskają, a ona przysuwa swoją twarz do mojej.
-Śledzisz mnie? Własną matkę?
-Wracałam ze szkoły.
Szepczę, czuję wilgoć pod powiekami.
-Nic nie rozumiesz.
Mówi i puszcza mnie.
-Nie wiesz jak się czuję.
Łapie się za głowę i zaczyna nerwowo kręcić się po korytarzu.
-Nikt nie może się o tym dowiedzieć.
Mówi stanowczo, zatrzymując się i wbijając we mnie surowe spojrzenie.
-Dlaczego oszukujesz tatę?
Matka parska śmiechem, a ja czuję się zdezorientowana i zagubiona. Jej oczy zachodzą łzami, mimo to ona nadal się głupkowato uśmiecha.
-Ja oszukuję?!
Śmieje się histerycznie, kładąc dłoń na piersi. Nic nie rozumiem. Nagle mama poważnieje i podchodzi do mnie. Ma nadal łzy w oczach, ale nie pozwala im wypłynąć.
-Zapytaj się lepiej swojego tatusia, czy kiedykolwiek nas nie oszukiwał. Zapytaj go! Myślisz, że dlaczego przez cały czas nie ma go w domu?!
Tracę grunt pod nogami. To wszystko spada na mnie tak nagle i czuję, że jeszcze chwila, a nie dam rady się utrzymać. Oczy zachodzą  mi łzami.
-Dlaczego?!!
Krzyczy. Nigdy nie widziałam jej w takim stanie. Jest wściekła i zrozpaczona, jednocześnie.
-N-nie wiem.
Odpowiadam płaczliwie. Zaczynam cała drżeć.
-Bo pieprzy się ze swoją sekretarką!! Przez cały czas to robi!! Zdradza mnie odkąd tylko wzięliśmy ślub!
Czuję bolesne łomotanie w sercu, brakuje mi tchu, a łzy wypływają na policzki. Biegnę do swojego pokoju  i zamykam się w nim. Osuwam się po drzwiach w dół, przyciskając dłoń do ust i próbując hamować krzyk. Jak to możliwe, że niczego nie zauważyłam? Jak to możliwe, że tak łatwo dałam się nabrać na chwyt z nawałem pracy i wyjazdami w delegację? Od dziecka uważałam ojca za najbliższą mi osobę. W przeciwieństwie do mamy, był ze mnie dumny i nigdy mnie nie krytykował. Był moją skałą, na której oparłam całe swoje wyobrażenie o miłości. Naiwnie wierzyłam, że kocha nas i mamę, a prawda była taka, że żadne z moich rodziców nie pała do siebie uczuciem. A skoro nie kochają siebie, to jak mogą kochać coś, co jest dziełem ich współpracy? Skoro unikają się jak ognia, to nas też wolą omijać. Taka jest prawda, a ja czuję się, nie pierwszy raz, pokonana przez życie.
Siedzę na podłodze przez dłuższy czas, aż w końcu podnoszę się i spoglądam na zegarek. Jest 20. Robię rzecz, która jako pierwsza przychodzi mi do głowy. Kieruję się do łazienki i odszukuję w szafce żyletkę. Podciągam rękaw bluzy i przykładam ostrze do skóry, ale gdy chcę wykonać pierwsze nacięcie, w mojej głowie pojawia się obraz Zayn'a. Widzę jego zawiedzioną minę i głos, który powstrzymuje mnie przed zadaniem bólu. Tak bardzo chciałbym to zrobić, ale ta natrętna myśli mi nie pozwala. Nie wtedy, gdy widzę przed oczami Zayn'a. Wreszcie wypuszczam żyletkę z rąk, która upada z głuchym odgłosem na płytki. Zaczynam płakać z tej obezwładniającej bezsilności. Wracam do pokoju, z szafy wyjmuję małą torbę i upycham w nią ubrania. Następnie zakładam płaszcz i buty, biorę torbę, portfel i telefon i wychodzę z domu. Kieruję się na przystanek, a następnie do domu Waliyhi. Docieram tam w niespełna 20 minut i zaskoczeniem odkrywam, że na podjeździe stoi auto Zayn'a. Jest piątek wieczorem, a on odwiedza swoją rodzinę? Niepewnie naciskam na dzwonek i chwilę później otwiera mi gospodyni. Witam ją i wchodzę do środka, ściągając płaszcz oraz buty. Zerkam jeszcze w lustro i jestem przerażona widząc opuchniętą od płaczu twarz. Waliyha z pewnością tego nie przemilczy. Już chciałam się wspiąć po schodach na górę, ale powstrzymuje mnie głośny, dziewczęcy śmiech dobiegający z kuchni. Zatrzymuję się i wsłuchuję w głosy. To Zayn, który rozmawia z jakąś dziewczyną i przysięgam, że już gdzieś ją słyszałam. Robię kilka kroków w tył, by móc zobaczyć kim jest ta dziewczyna. Rozpoznaję w niej znajomą Zayn'a, którą miałam okazję spotkać, choć myślę, że określenie "znajoma", to stanowczo za mało. Jeśli dobrze pamiętam, ma na imię Perrie i jest piękna, a jej uśmiech powala na kolana. Zastanawiam się, dlaczego Zayn przyprowadził ją do rodzinnego domu, skoro nawet nie siedzą z rodziną? Wzdycham cicho i ruszam na górę. Pukam do pokoju Wal i nie czekając na pozwolenie, wchodzę do środka. Zastaję ją, siedzącą na łóżku i piszącą z kimś na WhatsApp'ie. Ostatnio tylko w ten sposób komunikuje się z ludźmi.
-Cześć.
Mówię. Wal uśmiecha się, ale gdy na mnie spogląda, kąciki jej ust od razu opadają.
-Co się stało?
Pyta, wstając szybko i podchodząc do mnie. Zagryzam wargę, by móc powstrzymać łzy i wzruszam ramionami. Waliyha przyciąga mnie do siebie i mocno obejmuje, a ja upuszczam torbę, którą trzymałam i odwzajemniam ten uścisk, pozwalając łzom wypłynąć. Stoimy tak przez chwilę, a w pokoju słychać tylko mój szloch i cichy, uspokajający głos przyjaciółki. Gdy się od niej odsuwam, prowadzi  mnie do łóżka, na którym siadamy. Uważnie mi się przygląda, pocierając moje ramię. Nie odzywa się i jestem jej za to niezmiernie wdzięczna. Nie wiem jak miałabym jej wytłumaczyć to, co się dowiedziałam. Drzwi pokoju gwałtownie się otwierają, a w ich progu staje Zayn,
-Waliyha, wychodzimy już i ...Charlie?
Jego mina poważnieje i wchodzi do środka, zamykając za sobą drzwi. Czuję mrowienie w dole brzucha i automatycznie robi mi się miło, gdy go widzę. Wygląda tak dobrze w czarnych jeansach i bordowym swetrze.
-Coś się stało?
Pyta i dociera do niego, jak głupio zabrzmiało to pytanie.
-To nic takiego.
Mówię pospiesznie, ocierając policzki i biorąc kilka wdechów.
-Zły dzień.
Dodaję i silę się na uśmiech. Widzę, że ani Waliyha, ani Zayn nie wierzą w żadne moje słowo, ale wymieniają między sobą porozumiewawcze spojrzenia.
-Okey... Jak coś to wychodzimy, zadzwońcie w razie problemów.
Oznajmił, nie spuszczając ze mnie wzroku. Czuję się jak skończona idiotka i z ulgą wypuszczam powietrze, gdy Zayn wychodzi. Jest mi niesamowicie głupio, bo przyszłam tutaj, wybuchłam rykiem, a teraz nie chcę nic mówić. Zachowuję się jak rozhisteryzowana nastolatka, która wszystko wyolbrzymia i jestem pewna, że swoim zachowaniem denerwuję innych. Najlepiej byłoby, gdybym umarła. Wtedy nikt nie musiałby się ze mną użerać.
-To co? Jaki film proponujesz?
Pytam, udając ożywioną i zdeterminowaną do obejrzenia jakiegokolwiek filmu. Waliyha przygląda mi się spod przymrużonych powiek i próbuję to wytrzymać, ale wtedy się odzywa, burząc mur, który udało mi się zbudować w ciągu tej chwili.
-W co ty grasz Charlie?
_____________________________________________________
Przepraszam za ten zastój, ale już się poprawiam :)
Następny rozdział postaram się dodać w środę ;)

Ps. do końca tego ff zostało tylko 5 rozdziałów (jak ten czas pędzi o.o)

7 komentarzy:

  1. Whaaaaaaaaaat ? Jak to 5 ? Tak malo , co ? nieeeeeee ;c Uwielbiam Cie i mam nadzieje ze zaczniesz jakies nowe prosze

    OdpowiedzUsuń
  2. hahaha jestem pierwsza :) tylko 5 rozdziałów nie da się tego przedłużyć ? albo bedzie druga część? jejku tak związałam się z tym ff jest super mimo że nie spodziewałam się takiej akcji <3 a tak a przy okazji wszystkiego najlepszego z okazji dnia kobiet <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Jej mama i tak jest suką. Zayn mógłby się bardziej zainteresować.

    OdpowiedzUsuń
  4. Szkoda że wszystko tak się pokomplikowało, ale chociaż widać ze matka Charlie nie jest z kamienia i ma jakieś emocje. Mam nadzieję, że to zbliży Zayna i Charlie mocno do siebie i że Waliyha wyciągnie z niej to wszystko i potem będzie super happy end.
    Nie mogę się doczekac <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Co?! Jak to?! Tylko 5?!
    Mam nadzieje, że będziesz pisać potem inne ff :)
    RozdziałSUUPER!!
    Ja także piszę ff i zapraszam: rosiefanfiction.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie wiem jak to zrobisz ale plz wymyśl coś jeszcze żeby to się tak szybko nie skończyło: (((((((((((((( to jest po prostu genialne i nie może się tak szybko skończyć

    OdpowiedzUsuń
  7. Genialny rozdzial co 5 rozdzialow do konca ale to szybko leci

    OdpowiedzUsuń

Szablon by S1K