19 marca 2015

Rozdział 17

Budzę się, a w mojej sali panuje półmrok, który przerywa lampka świecąca nad łóżkiem. Dostrzegam Zayn'a, który siedzi na stołku, choć jego głowa obecnie leży na moich nogach. Trzyma moją dłoń i śpi. Wygląda tak niewinnie i uroczo w tej chwili. Wolną dłonią przeczesuję delikatnie jego włosy. Są długie i gęste. Kilkudniowy zarost zdobi jego policzki, a miękkie usta są leciutko rozchylone. Dotykam ich delikatnie kciukiem i przechodzą mnie dreszcze na samo wspomnienie naszego pocałunku. Powiedział, że mnie kocha. Jaki rodzaj miłości miał na myśli? Ten, którym obdarzasz swoich przyjaciół, albo ten, który czujesz do rodziny? A może całkiem inny, ten, którym darzysz zupełnie obcą osobę? Ten rodzaj miłości, który sprawia, że czujesz motyle w brzuchu i nie możesz zasnąć, bo myślisz o ukochanej osobie. Jaką miłością darzy mnie Zayn?
Jaką miłością darzę go ja?
-Charlie...
Mruczy Zayn, wybudzając się ze snu. Mruga powiekami i dotyka mojej dłoni. Ujmuje ją i składa na jej wierzchu pocałunek. Następnie podnosi się i przeciera swoją zmęczoną twarz.
-Idź do domu, jesteś zmęczony.
Mówię, gdy próbuje stłamsić chęć ziewnięcia. Ten tylko kręci głową i przeciąga się, a potem posyła mi swój piękny uśmiech.
-Tak łatwo się mnie nie pozbędziesz.
Oznajmia. Przewracam oczami i postanawiam się posunąć, by zrobić dla niego miejsce. Następnie poklepuję miejsce obok mnie, a Zayn posłusznie je zajmuje. Przyciąga mnie do siebie, a ja opieram głowę o jego tors. Leżymy przez chwilę w ciszy i wsłuchuję się w miarowe bicie jego serca.
-Chcą mnie wysłać do specjalistycznej kliniki.
Mówię cicho, Zayn gładzi moje ramię.
-A ty tego chcesz?
Wzruszam ramionami. Oczywiście, że nie. Zmuszą mnie do jedzenia i sprawią, że znowu będę przypominać kilkutonowego słonia. Wystarczy, że już teraz czuję się jak tłusta świnia.
-Nie.
Odpowiadam wreszcie.
-Może warto spróbować?
Nie odpowiadam.
-A jeśli ci pomogę?
Dopytuje. Podnoszę głowę i patrzę na niego skonsternowana.
-Jak?
-Nie wiem. Mogę codziennie przy tobie być. Razem będzie łatwiej.
Razem. To brzmi tak magicznie z jego ust.
-Leczenie może potrwać kilka miesięcy.
-To nic.
Wzdycham cicho.
-Nie chcę się leczyć. Nie jestem chora.

*

Następnego dnia po śniadaniu odwiedza mnie psycholog w towarzystwie rodziców. Jestem zaskoczona widokiem ojca i matki, a jeszcze bardziej tym, że tata znalazł wolną chwilę.
-Witaj Charlotte, jak się czujesz?
Wita mnie psycholog i siada na krześle obok łóżka. Tata dostawia obok niej kolejne dwa i razem z mamą zajmuje na nich miejsca.
-A jak wyglądam?
Pytam, poprawiając się na łóżku.
-Dobrze.
Mrużę oczy. Zna ten chwyt.
-Cóż, daleko mi do tego bym czuła się dobrze.
Odpowiadam. Przez chwilę przyglądamy się sobie, aż w końcu kobieta wzdycha i wyjmuje długopis ze swojej torebki i zapisuje coś na kartce.
-Przyprowadziłam twoich rodziców, byście mogli porozmawiać.
Oznajmia. Spoglądam na matkę. Nie potrafię odczytać żadnej emocji z jej twarzy. Jest ubrana w zwykłe jeansy i wełniany sweter, co jest dość niecodziennym widokiem. Ojciec wygląda na zmęczonego i ma na sobie swój szary garnitur. Zastanawiam się, jak to możliwe, że mieszkam z nimi od siedemnastu lat, a nic o nich nie wiem. Siedzą tutaj, ale równie dobrze mogłoby ich nie być. Poza tym, w tej chwili myślę tylko o tym, że oboje mnie oszukiwali.
-Nie mamy o czym rozmawiać.
Wzruszam ramionami. Oni też się nie odzywają.
-Rozumiem, że to dla ciebie trudne, Charlotte, ale rozmowa jest dobra. Zaufaj mi.
Prycham i odwracam twarz w stronę okna. Chciałabym, by Zayn tu był. Ale musiał wyjść rano i pójść do pracy. Swoją drogą, w czasie nocnej rozmowy o niczym, dowiedziałam się, że razem z kumplem prowadzi jakieś studio tatuażu.
-Dobrze, skoro nie chcesz zacząć, to może pani zacznie?
Psycholog zwraca się do mojej matki. Patrzę na nią. Kiwa niepewnie głową i pochyla się lekko do przodu, kładąc dłonie na kolanach.
-Niech opowie pani o swoich uczuciach.
Podpowiada jej psycholog, posyłając miły uśmiech. Mama milczy przez dobre kilka minut, a gdy się odzywa... Rani mnie po raz kolejny.
-Jestem zawiedziona.
Zaciskam usta w wąską linię. Nienawidzę jej. Nienawidzę jej.
-Charlotte, zawsze była wolnym duchem. Robiła co chciała i widzi pani dokąd to ją doprowadziło.
Jestem zszokowana, zraniona...
-Nigdy nie miałyśmy dobrego kontaktu i przyznam, że nigdy nie próbowałam go polepszyć.
Czuję łzy wzbierające się w moich oczach.
-Była nieplanowanym dzieckiem i... była owocem przelotnego romansu. Byliśmy wtedy w separacji, planowaliśmy rozwód.
Zamilkła szukając słów. Łzy ciurkiem leciały po moich policzkach, ale mimo to, nadal czekałam na dalszą część.
-Jej biologiczny ojciec nie traktował mnie dobrze, a gdy dowiedziałam się o ciąży...
Spuściła głowę i pokręciła nią.
-Nie potrafiłam jej pokochać.
Wydusiła z siebie. Tak mocno zaciskałam palce na prześcieradle, że aż poczułam ból. Jestem bękartem, którego nienawidzi.
Panuje  cisza, której nawet psycholog nie umie przerwać. Nie ma żadnych słów, które mogłyby ją przełamać.
-Charlotte.
Wreszcie słyszę ochrypły głos ojca, a może raczej, zupełnie obcego dla mnie mężczyzny?
-Chciałbym byś wiedziała, że... ja cię kocham. I nawet jeśli ty nie czujesz tego, to jestem szczęśliwy, że mam taką córkę. Bo dla mnie zawsze byłaś i będziesz córką. Jestem wściekły na siebie, że pozwoliłem, byś była tak traktowana, ale wiesz... zawsze jestem dumny z tego kim jesteś.
Patrzę na niego przez łzy. On sam ma mokre policzki. Nie wiem jak nazwać to uczucie zalewające moje ciało. Usłyszałam słowa, które chciałam usłyszeć odkąd pamiętam. Kocham cię i jestem dumny. Tylko to mi było potrzebne do zapomnienia o wszystkich jego błędach i grzechach. Całe życie marzyłam, by usłyszeć te magiczne słowa.
-Tato...
Szepczę i wyciągam w jego kierunku ręce. Oplatam go za szyję i mocno przytulam. Czuję jakby jeden z wielu murów, które mnie otaczają właśnie upadł. Pierwsze zwycięstwo, które napełnia mnie nieznaną dotąd energią.
-Dziękuję za tę rozmowę. Myślę, że... Chciałabym teraz porozmawiać z Charlotte na osobności.
Rodzice kiwają głową i wychodzą z sali. Nie wiem, czy mi starczy sił na kolejną rozmowę. W ciągu kilkunastu minut tyle się wydarzyło.
-Jak się czujesz teraz?
-Cieszę się, że znam prawdę.
Ocieram łzy i pociągam nosem.
-Wiem już co miałaś na myśli, gdy w naszej ostatniej rozmowie wspomniałaś o mamie. Teraz chciałbym się dowiedzieć, co miałaś na myśli, gdy mówiłaś o rówieśnikach.
Zamyślam się, wspominając te lata przed liceum. Chodziłam do szkoły katolickiej i byłam totalnym odludkiem. Nigdy nie wiedziałam dlaczego dzieciaki nie chcą ze mną rozmawiać. Może dlatego, że miałam przyjaciół innej wiary? Często naśmiewali się z Waliyhi, gdy byłyśmy razem w parku, a ktoś z klasy nas spotkał. Ale chyba nawet to nie było powodem prześladowań. Po prostu któregoś razu po wakacjach wróciłam do szkoły i zaczęto mnie traktować jak śmiecia. Tak długo wmawiali mi, że jestem beznadziejna i tylko wszystkim przeszkadzam, że w to uwierzyłam. Już wtedy rozpoczęłam przygodę z samookaleczeniem. Obsesja na punkcie odchudzania pojawiła się na koniec gimnazjum*, gdy do przezwisk "idiotka", "kretynka", "wariatka" doszły jeszcze "brzydal" i "grubas". Więc tak naprawdę początek moich problemów miał miejsce w szkole, wśród rówieśników. Patrzę w oczy kobiety, która siedzi naprzeciw mnie i postanawiam jej wszystko opowiedzieć. Po raz pierwszy od lat otwieram się i czuję, że kolejny mur pęka.

Zayn

Przeszukuję kieszenie swojej kurtki, wchodząc po schodach na odpowiednie piętro. Udaje mi się znaleźć klucze do mieszkania i gdy je  wyciągam, akurat znajduję się już na miejscu. Zatrzymuję się zaskoczony i zaczynam przyglądać się mojej młodszej siostrze. Opiera się o drzwi do mieszkania, głowę ma spuszczoną i nerwowo tupie nogą.
-Waliyha.
Mówię i podchodzę do niej. Podnosi głowę i piorunuje mnie wzrokiem. Wzdycham i czekam, aż się odsunie, bym mógł otworzyć drzwi.
-Wejdź.
Nakazuję, gdy naciskam na klamkę i przepuszczam ją przodem. Nie zdążę nawet zdjąć kurtki, a już zostaję zaatakowany jej rozzłoszczonym głosem.
-Co ty do diabła robisz, Zayn?!
Patrzę na nią skonsternowany, a ta prycha.
-Nie udawaj głupszego niż jesteś! Jak mogłeś pocałować Charlotte?! Ty draniu! Mówiłeś jej o Perrie?! Przysięgam, że zaraz urwę ci jaja, ty cholerny babiarzu!!
Momentalnie się spiąłem i na wszelki wypadek, chwytam za nadgarstki Wal i lekko pcham ją do tyłu, aż znajdujemy się w salonie.
-Co ty robisz?! Puszczaj mnie!
Jej wrzask jesy okropny, więc jak najprędzej ją puszczam i idę do kuchni, by nalać sobie soku.
-Widziałam was w szpitalu.
Waliyha podążyła za mną, ale na szczęście już nie krzyczy.
-Wiem.
Burczę. Mruży oczy wściekła i zakłada ręce na piersi.
-Wyjaśnij mi to.
Żąda, a ja patrzę na nią z pobłażliwym uśmiechem.
-Waliyha, to nie twoja sprawa.
Odpowiadam i upijam łyk soku.
-Oczywiście, że moja!
Krzyczy i śmiało mogę powiedzieć, że jest wyprowadzona z równowagi. Brawo!
-Ty jesteś moim bratem, a Charlotte moją przyjaciółką i do cholery jasnej chcę wiedzieć, co się miedzy wami dzieje!!
Boże, od kiedy jest taka nieznośna? Wzdycham głośno i powoli.
-Lubię ją, okey?
Mówię po chwili namysłu. Nie wiem jak ubrać w słowa, to co czuję. Nie wiem nawet, czy można nazwać to miłością.
-Lubisz?
Pyta z nie do wierzeniem, a potem kręci głową z politowaniem. Mam jej już dosyć.
-A może ty ją kochasz?
Uśmiecha się głupkowato, a ja krztuszę się własną śliną.
-Co? Nie!
Waliyha podchodzi do mnie i kładzie dłonie na moich ramionach. Patrzę na nią z góry, gdy ta staje na palcach, by powiedzieć mi coś do ucha.
-Spróbuj ją skrzywdzić matole, a zapomnę o tym, że jesteśmy rodzeństwem i utnę ci to co sprawia, że jesteś facetem. Na żywca.
Odsuwa się i piorunuje mnie wzrokiem, by następnie szeroko się uśmiechnąć i zaśpiewać najbardziej irytującym głosem na świecie.
-Zayn kocha Charlie, Zayn kocha Charlie!
-Zamknij się.
Syczę i mijam ją. Z  jakiś powodów nie potrafię zaprzeczyć jej słowom.
_____________________________________________________
To już przedostatni rozdział przed epilogiem.
Następny chyba w niedzielę

5 komentarzy:

  1. Jak dobrze, że Charlie się otwiera. I nie rozumiem jej matki, jak można powiedzieć dziecku coś takiego w takich okolicznościach? Mam nadzieję, ze Zayn przyzna przed sobą co czuje do Charlie i ze powie to też jej. Ona musi wiedzieć, to przecież może ja uratować. Tylko to. Nie mogę się doczekać następnego rozdziału. <

    OdpowiedzUsuń
  2. Przedostatni.? cooo.???
    Matka Charlie to suka, która potrafi tylko ranić.

    OdpowiedzUsuń
  3. Omfg O.o
    Nienawidzę matki Charlie :-$
    Taka piękna scenka między ojcem a córka *-*
    Zgadzam się z Waliyha.
    Niee tylko nie przedostatni rozdział :'(

    OdpowiedzUsuń
  4. Waliyha to super przyjaciółka.xxx
    Ale matka Charlie mnie wkurza.
    Zayn móglby się nią zaopiekował.:)))

    OdpowiedzUsuń
  5. Genialny jak to mozliwe ze to przed ostatni rozdzial . Matka Charlie to najgorsza matka w histori. Niech Zayn powie Charlie ze ja kocha oni musza byc razem .

    OdpowiedzUsuń

Szablon by S1K