23 marca 2015

Rozdział 18

Zayn

Budzę się, gdy słyszę upierdliwy dźwięk dzwonka do drzwi. Przeklinam cicho pod nosem i wstaję z łóżka. Wciągam na siebie dresy i idę otworzyć.
-Cześć.
W progu mieszkania stoi uśmiechnięta Perrie. Ma na sobie moją skórzaną kurtkę, którą zostawiłem jakiś czas temu.
-Nie wpuścisz mnie?
Pyta i puszcza mi oczko. Odsuwam się, a ta wchodzi do środka. Zamykam drzwi i podążam za nią do salonu. Ma na sobie bardzo obcisłe jeansy, które podkreślają zaokrąglone pośladki.
-Nie odzywałeś się, myślałam, że umarłeś!
Oznajmia, po czym chichocze. Drapię się niezręcznie po karku.
-Um.. mam dużo spraw na głowie.
Odpowiadam i siadam na fotelu.
-Tak, słyszałam. Dzwoniłam do ciebie mnóstwo razy i nawet byłam w twoim rodzinnym domu. Twoja mama mi wszystko opowiedziała.
Uśmiech z jej twarzy zniknął i teraz jest zupełnie poważna.
-Taa...
Przejeżdżam ręką po twarzy i czuję na policzkach kilkudniowy zarost.
-Jak ona się czuje?
Wzruszam ramionami i spoglądam na zegarek. Dochodzi 11 w południe.
-Lepiej. 2 tygodnie siedzenia w szpitalu dają rezultaty.
Perrie kiwa głową na znak, że rozumie i spogląda na swoje paznokcie. Zagryza wargę i zaczyna nerwowo uderzać palcami o swoje udo.
-Tęsknie za tobą, Zi.
Szepcze. Wstrzymuję oddech, a gdy Perrie podnosi wzrok, dostrzegam łzy wzbierające się w jej oczach. Błagam nie płacz. Wystarczy, że od dwóch tygodni wysłuchuję płaczu Charlie. Nie mam o to żalu ani pretensji, ale jestem już tym zmęczony. Zmęczony faktem, że jestem jednym z powodów tych łez zarówno u Charlie jak i u Perrie w tej chwili.
-Perrie... ja...
-Kochasz ją?
Pyta i widzę jak mocno zaciska swoje dłonie w pięści. Chciałbym odpowiedzieć, że nie wiem co czuję. Że nie potrafię nazwać tych uczuć, którymi darzę Charlie.
-Nie wiem.
Odpowiadam wreszcie, spuszczając wzrok. Blondynka wciąga głośno powietrze i znowu się odzywa, ale tym razem jej głos staje się cichszy.
-Widziałam was razem 2 razy, ale to wystarczyło, bym zrozumiała, że na mnie nigdy nie patrzyłeś w ten sposób.
Spoglądam na nią nieco skonsternowany, zażenowany i zawstydzony.
-To moja przyjaciółka od lat.
Mamroczę. Cholera, niech ona skończy to przesłuchanie!
-Tylko przyjaciółka?
Przeczesuję dłonią włosy, sfrustrowany. Dlaczego wszyscy wmawiają mi, że kocham Charlie?! Oczywiście, kocham ją, ale jako przyjaciółkę, siostrę...
-Tak.
Syczę ze złością. Perrie wzdycha głośno i przeciągle, a potem wstaje i spogląda na mnie z góry.
-Gdybyś wiedział, że dziś wieczorem będziesz martwy, to z kim chciałbyś spędzić te ostatnie godziny życia?
Gapię się na nią zaskoczony, ale jeszcze bardziej szokuje mnie odpowiedź, która pojawia się w mojej głowie.
Z Charlie. Moją małą Charlie. 
-Wydaje mi się, że oboje znamy odpowiedź.
Mówi po chwili ciszy Perrie. Jest smutna, a ja doskonale wiem, że to przeze mnie. Jak zwykle, tylko zawodzę.
-To nie tak. Ona potrzebuje pomocy...
-Nie, Zayn. To ty potrzebujesz pomocy i jest mi cholernie przykro, że ja nie potrafię ci jej udzielić. Widocznie to ona jest twoim lekiem na całe zło.
-Nie rozumiem.
Burczę przez zaciśnięte zęby.
-Kochaj tę dziewczynę, kretynie, bo być może ona nauczy cię kochać życie.
Odwraca się i wychodzi, zostawiając mnie w kompletnym osłupieniu.
Nie mogę jej kochać. Nie chcę jej kochać.  Ja w ogóle nie potrafię kochać.

Ale nie wyobrażam sobie życia bez niej.

Charlotte

-Charlotte, powinnaś jeszcze tu zostać.
Mówi mi psycholog, gdy pakuję do małej torby swoje rzeczy. Niewiele ich jest, więc sprawnie mi to idzie.
-Nie, oszaleję, jeśli zostanę tu jeszcze jeden dzień.
Przestaję pakować i spoglądam na kobietę. Od tygodnia codziennie do mnie przychodziła i prowadziłyśmy długie rozmowy. Powiedziałam jej wszystko, łącznie z tym, że nie wiem jak nazwać uczucia, którymi darzę Zayn'a.
-Proszę się nie martwić.
Łapię ją za dłonie i delikatnie się uśmiecham.
-Przecież obiecałam, że codziennie będę do pani przychodzić.
Kobieta kiwa głową i również się uśmiecha.
-Jesteś wspaniałą osobą, Charlotte... I proszę... zastanów się jeszcze nad leczeniem. Z anoreksją można wygrać,a teraz, gdy twój kontakt z tatą jest taki dobry, nie będziesz w tym sama. Masz wspaniałą przyjaciółkę i Zayn'a. Jestem pewna, że on w szczególności cię nie opuści.
Mój uśmiech przygasa.
-Boję się.
Szepczę, powstrzymując łzy. Kobieta przytula mnie, a ja pozwalam łzom wypłynąć.
-Wiem, ale odkładanie tej decyzji sprawi, że będziesz sparaliżowana strachem jeszcze jeden dzień dłużej.
Szlocham cicho, wtulona w nią do czasu, gdy do sali wchodzi Zayn.
-Charlie?
Pyta zaniepokojony. Odsuwam się od kobiety, która podaje mi chusteczkę. Z wdzięcznością ją przyjmuję i ocieram łzy.
-Zostawię was samych.
Kiwam głową i siadam na łóżku. Zayn podchodzi do mnie i siada na taborecie.
-Co się dzieje? Gdzie są twoje rzeczy?
Uśmiecham się przez łzy.
-Wracam dziś do domu.
Zayn patrzy na mnie uważnie.
-Kto cię odbierze?
Pyta w końcu, łapiąc moją dłoń. Przechodzą mnie przyjemne dreszcze.
-Tata. Ma być tu za godzinę.
-Mogę zabrać cię już teraz.
Uśmiecham się nieśmiało.
-Nie, musisz zająć się w końcu swoim życiem. Ostatnimi czasy wciąż się mną opiekujesz, choć przecież nie mam już 5 lat.
Zayn uśmiecha się i kładzie dłoń na moim policzku.
-Nadal jesteś moją małą Charlie.
Odpowiada cicho, przysuwając swoją twarz do mojej. Moje serce przyspiesza swój rytm.
-Charlotte, udało mi się.... O, Zayn.
Odsuwamy się od siebie gwałtownie i patrzymy na mojego tatę, który stoi w progu sali. Czuję jak na moich policzkach pojawią się te paskudne rumieńce.
-Dzień dobry.
Mamrocze Zayn. Tata odpowiada mu i spogląda na mnie.
-Miałem nadzieję, że jesteś już gotowa i możemy jechać.
Mówi.
-Tak, jestem. Muszę jeszcze tylko pójść do doktora.
Tata kiwa głową i wychodzi z sali. Patrzymy na siebie z Zayn'em.
-Charlie?
Pyta mnie, cichym głosem. Brzmi trochę jak przestraszone dziecko.
-Tak?
Zagryzam wargę, gdy ponownie łapie moją dłoń.
-Umówisz się ze mną?
Wraz z tymi słowami moje serce rozpada się na kawałki. Ale tym razem z radości.

*

Siedzę w mieszkaniu Zayn'a, a raczej leżę na kanapie z głową ułożoną na jego nogach. Zayn bawi się moimi włosami podczas oglądania filmu. Przyjechałam tutaj godzinę temu, gdyż wspólnie uzgodniliśmy, że najlepiej będzie nam w mieszkaniu, aniżeli w zatłoczonej restauracji. Dlatego właśnie zamówiliśmy jedzenie na wynos, a raczej Zayn zamówił. Ja siłą wepchnęłam w siebie dwie kanapki z serem. Przeżuwając każdy kęs, w głowie powtarzałam sobie słowa psychologa. Pomagało mi również ramię Zayn'a, które opiekuńczo oplatało mnie w talii.
-Zayn?
Zaczynam, bawiąc się palcami jego dłoni. Odrywa wzrok od ekranu telewizora i spoglada na mnie.
-Hm?
Zagryzam wargę i podnoszę się do pozycji siedzącej.
-Gdzie byłeś, kiedy cię nie było?
Pytam i niepewna, oczekuję jego reakcji. To pytanie ciąży mi odkąd wyjechał. Znam już powód i chcę poznać całą resztę.
-W Nowym Jorku.
Odpowiada beznamiętnie i znowu patrzy się na film.
-Co tam robiłeś?
Dostrzegam jak zaciska szczękę.
-To i owo. Nic ważnego.
Zbywa mnie, ale to sprawia, że jestem jeszcze ciekawsza.
-Co to znaczy?
Domagam się, zakładając ręce na piersi. Zayn patrzy na mnie, ale nie potrafię rozszyfrować jego emocji. Już mnie nie obejmuje,atmosfera między nami się ochładza.
-To już przeszłość, jasne? Nie wracajmy do tego.
Obruszam się zła.
-Jesteśmy przyjaciółmi, czy nie?
Pytam. Wiem, że to cios poniżej pasa, ale ja też chciałabym poznać jego sekrety. Otworzyłam się przed nim i oczekuję tego samego z jego strony.
-Charlie.
Warczy i piorunuje mnie wzrokiem. Jestem jednak nieugięta i wciąż patrzę na niego wyczekująco. Mierzymy się wzrokiem, aż w końcu Zayn wzdycha i odwraca twarz w stronę telewizora.
-Pracowałem dla jednego kolesia. I tyle.
Marszczę brwi w konsternacji. Wow, Zayn, nie wszystko naraz!
-I tyle?
Powtarzam ze złością. Ten tylko wzrusza ramionami. Chciałabym go uderzyć. Tak mocno, by poprzestawiać mu w głowie i odzyskać starego Zayn'a, który był moim najlepszym przyjacielem i z którym rozmawiałam o wszystkim.
-Zastraszałem ludzi, którzy mięli u niego długi. To wszystko, koniec tematu.
Fukam obrażona i odwracam się do niego bokiem. Jest mi trochę przykro, że mimo tego, co się wydarzyło w ostatnim czasie, Zayn nadal mi nie ufa. Albo nie ufa na tyle, by opowiedzieć o minionych latach.
-Charlie...
Dotknął mojego ramienia, ale odsunęłam się.
-Nie ma o czym opowiadać. Skończyłem z tym nie po to by teraz do tego wracać.
Palcem wskazującym przejeżdża po mojej szyi. Wzdrygam się z tej nieoczekiwanej przyjemności i słyszę jego pomruk zadowolenia.
-Zgodzisz się na leczenie?
Pyta po chwili ciszy. Milczę, myśląc nad odpowiedzią.
-Chyba nie mam wyboru.
Odpowiadam i spoglądam na niego. Uśmiecha się delikatnie. Chyba moja odpowiedź naprawdę go uszczęśliwiła.
_________________________________________
Jej, nie wierzę, że został już tylko epilog! Zleciało mi to w mgnieniu oka ;)
Na podziękowania przyjdzie czas, więc na razie tylko wspomnę, że następny rozdział w okolicach czwartku :)

5 komentarzy:

  1. Zrób drugączęść prosze np że ona będzie w ciąży a on niechce dziecka ale pod koniec wracają do sb

    OdpowiedzUsuń
  2. Wiedziałam, że on ją kocha.

    OdpowiedzUsuń
  3. Spodziewałam się konkretnych wyznań, jakiejś konkretnej zmiany między Zaynem a Charlie, ale tak też jest pięknie. Cieszę się, ze Charlie zgodziła się na terapię. I cieszę się, że Zayn przyznał sam przed sobą, co do niej czuje. Czekam na ich dalsze losy, do czwartku! <3

    OdpowiedzUsuń
  4. omfg nie !!! tylko nie epilog :((((((
    Rozdział cuuudowny :*

    OdpowiedzUsuń

Szablon by S1K